Człowiek od wyzwań ekstremalnych. Pokonuje - pływając, biegając i jeżdżąc na rowerze - setki, jeżeli nie tysiące, kilometrów. Pytany jak to robi, odpowiada: nie spinam się. Traktuję to na luzie. Na pytanie, czy nie czuje się jak król sportowego sado-maso, odpowiada: jestem polskim dzikiem z hawajskim luzem. "Nie do końca wszystko traktuję poważnie" - podkreśla. W rozmowie z dziennikarką RMF FM Urszulą Gwiazdą Adam Sułowski opowiada o swoich planach, odpoczynku, głowie i mięśniach. W ostatni weekend startował na Litwie na dystansie podwójnego Ironmana. Był siódmy.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Urszula Gwiazda: Wróciłeś w weekend z Litwy, z podwójnego Ironmana. Powiedz, przytocz te liczby jeszcze raz. Ja je mam przed sobą, ale patrzę i nie wierzę, że to tak można.
Adam Sułowski: Podwójny Ironman to zawody w których płynie się 7,6 kilometra, jedzie się rowerem 360 kilometrów, a na koniec biegnie się podwójny maraton, czyli 84 kilometry z małym dodatkiem.
Fantastycznie. A nie możesz tak wyjść na trening: godzinę na rowerze, trochę basenu a potem step w fitness klubie?
To zabawne, bo parę tygodni temu jechałem samochodem. Była 22, było miło, przyjemnie, był wieczór, chłodno i patrzę, biegnie jakiś pan. Uśmiechnięty, w dużych słuchawkach. Biegnie powoli, swoim tempem, o nic się nie martwi. Nie musi walczyć o każdą sekundę, że musi być szybciej, że na tym basenie jest dziś 6 kilometrów pływania. I zacząłem się zastanawiać, jak daleko to wszystko zabrnęło. I zatęskniłem za podróżami, bo ja wcześniej byłem podróżnikiem. Te dystanse stały się dla mnie naturalne. A teraz jak mocniej wszedłem w sport - powiedzmy - bardziej profesjonalny i trenowanie prędkości, szybkości, żeby uzyskiwać wyniki, to ginie gdzieś ta pasja i zadowolenie. Więcej nacisku jest na inne aspekty.
Nie masz takiego wrażenia, że teraz ścigasz się już sam ze sobą? Że w pewnym momencie może pojawić się szklany sufit? Że nie da się już szybciej, więcej i mocniej?
Teraz chwilowo mam taki okres, kiedy jestem przeładowany, czuję, że było tego dużo. Ale też doświadczyłem dzięki temu wielu fajnych przygód.
Przepraszam, że użyję takiego określenia, ale nie czujesz się jak król sportowego sado-maso?
Jestem polskim dzikiem z hawajskim luzem. Nie do końca wszystko traktuję poważnie. Podchodzę to tego tak, że trzeba robić i nie bać się. Gdzieś to sado-maso wtedy ginie. Naturalnie do tego podchodzę. To nie jest tak, że to jest moje największe wyzwanie, że ja muszę. Teraz mam całkiem nowe pomysły.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY Z ADAMEM SUŁOWSKIM:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio