Z Portugalią zagraliśmy już 11 razy. Dwa z tych spotkań to mecze towarzyskie, o "pietruszkę". Rywale wygrali do tej pory pięć meczów. Nam udało się wygrać trzykrotnie. Trzykrotnie także pojedynki zakończyły się remisami. Dwukrotnie o zwycięstwach przesądzili Smolarkowie - Włodzimierz w 1986 roku i Euzebiusz 20 lat później.
Ale po kolei. Wszystko zaczęło się w 1976 roku, kiedy naszych obecnych reprezentantów nie było jeszcze na świecie. W meczu eliminacji Mistrzostw Świata 1978 w Porto wygraliśmy 2:0 po golach... Grzegorza Laty. Rewanż w Chorzowie nie był spacerkiem. Musieliśmy się namęczyć, ale udało się zremisować. Do portugalskiej siatki bezpośrednio z rzutu rożnego trafił wtedy Kazimierz Deyna, ale fani na Stadionie Śląskim wygwizdali jednego z najlepszych polskich piłkarzy.
Kolejne trzy spotkania z Portugalią przegraliśmy. Była to towarzyska potyczka w Lizbonie (0:2) i dwa mecze w eliminacjach Mistrzostw Europy 1984. W Lizbonie padł wynik 1:2, we Wrocławiu 0:1. Lepiej poszło nam na Mundialu w 1986 roku w Monterrey. Właśnie wtedy zwycięstwo zapewnił nam Włodzimierz Smolarek - był to jedyny polski gol podczas turnieju.
Po ponad dekadzie obie drużyny spotkały się na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii. W mediach wspominano oczywiście bramkę Smolarka, ale rywale nie dali nam tego dnia najmniejszych szans. Strzelili nam 4 bramki - trzy z nich były autorstwa Pedro Paulety.
Nic dziwnego, że po losowaniu grup eliminacyjnych do Euro 2008, kiedy los skojarzył nas z Portugalią nikt nie miał wesołej miny. Piłkarze Leo Beenhakkera pokazali, że niesłusznie. Wygraliśmy 2:1 po dwóch bramkach Ebiego Smolarka. Rewanż w Lizbonie zakończył się remisem 2:2 (Mariusz Lewandowski, Jacek Krzynówek).
Dziś do tej historii możemy dopisać kolejny remis. W pierwszym meczu na Narodowym niestety nie padła żadna bramka. I choć nie był to najlepszy mecz w wykonaniu ekipy Franciszka Smudy, to trudno mówić o złej grze biało-czerwonych.