Zdaniem szefa Kolegium Sędziów PZPN Zbigniewa Przesmyckiego arbiter Paweł Gil nie powinien podyktować rzutu karnego dla Legii Warszawa w meczu z Jagiellonią Białystok. Mistrzowie Polski wykorzystali jedenastkę w doliczonym czasie gry i wygrali 1:0. Po ostatnim gwizdku doszło do awantury z udziałem m.in. zawodników obu drużyn. Wściekłości nie krył też trener gości Michał Probierz. "Po takich decyzjach sędziowskich zastanawiam się nad sensem trenowania. W domu chyba sobie whisky pier...nę" - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej.
Siedząc na trybunie, widziałem, że Paweł nie chciał podyktować tego karnego. Jednak taką decyzję zasugerował mu sędzia liniowy. Pomyślałem: "Paweł, nie daj się przekonać". Ale stało się inaczej. Być może gdyby był to inny moment spotkania, odbiór tej sytuacji byłby inny - powiedział Przesmycki.
Do kontrowersyjnej sytuacji doszło w końcowych sekundach spotkania. Po dośrodkowaniu Łukasza Brozia George Popchadze przypadkowo zagrał piłkę ręką w polu karnym. Sędzia liniowy Piotr Sadczuk podniósł chorągiewkę. Wydawało się, że dopatrzył się pozycji spalonej Marka Saganowskiego. Wskazał jednak na rzut karny. Orlando Sa wykorzystał jedenastkę, choć bramkarz gości Bartłomiej Drągowski był bliski obrony.
Zagranie gracza Jagiellonii było nierozmyślne, a ręka nie zwiększyła obrysu powierzchni ciała. Poza tym zawodnik starał się reagować w naturalny sposób - podkreślił Przesmycki.
Chwilę wcześniej obrońca Legii Bartosz Bereszyński starł się we własnym polu karnym z Przemysławem Frankowskim. Gracze gości domagali się wskazania na 11. metr. Kontakt Bereszyńskiego z Frankowskim nie kwalifikował się na faul. To, że jeden zawodnik kopnie drugiego, nie znaczy, że już jest faul. UEFA rozgranicza pięć rodzajów stymulacji między graczami. W przepisach jest mowa o wykorzystywaniu lekkiego kontaktu i - w moim odczuciu - taka sytuacja miała miejsce w polu karnym Legii. Ten kontakt nie miał wpływu na akcję, a reakcja Frankowskiego była wyolbrzymiona - tłumaczył szef sędziów.
Gil nie ukarał jednak gracza Jagiellonii żółtą kartką za symulowanie. Zrobił słusznie, ponieważ nie był pewny, czy Frankowski się nie poślizgnął i z tego powodu upadł - ocenił Przesmycki.
Obie drużyny wciąż walczą o zdobycie mistrzostwa Polski i wynik bezpośredniego meczu może mieć duże znaczenie dla ostatecznego układu tabeli. Po spotkaniu piłkarzom i członkom sztabów drużyn puściły nerwy. Doszło do awantury, a emocji nie brakowało także na pomeczowym spotkaniu trenerów z dziennikarzami.
Na tej konferencji powinienem powiedzieć dzień dobry i do widzenia. Widziałem już obie sporne sytuacje w telewizji. Nam należał się rzut karny po faulu Bartosza Bereszyńskiego na Przemysławie Frankowskim. Natomiast rzut karny absolutnie nie należał się Legii - mówił trener gości Michał Probierz. Po meczu rozdzielałem zawodników, aby żaden z nich nie dostał żółtej kartki. Naszemu bramkarzowi Bartłomiejowi Drągowskiemu, po męsku kazałem uciekać do szatni. Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki. Sędziowie się szkolą, a i tak popełniają takie błędy. Moją pierwszą myślą po tym spotkaniu było zrezygnowanie z trenerki i zajęcie się np. menedżerką. Po takich decyzjach sędziowskich zastanawiam się nad sensem trenowania. W domu chyba sobie whisky pier...nę - dodał.
Inny punkt widzenia przedstawił szkoleniowiec Legii. Z mojej pozycji trudno było ocenić sytuację, po której sędzia podyktował rzut karny. Jednak po obejrzeniu powtórek telewizyjnych zgadzam się z arbitrem. Zagranie ręką gracza Jagiellonii było ewidentne i rzut karny był podyktowany prawidłowo - zaznaczył Henning Berg. Poprzednia sytuacja w naszym polu karnym, kiedy Bartosz Bereszyński starł się z Przemysławem Frankowskim była bardzo trudna do oceny. Nawet analizując ją w zwolnionym tempie ciężko jest ocenić czy doszło do kontaktu między zawodnikami. Widziałem wiele podobnych sytuacji i nigdy nie był podyktowany rzut karny - podsumował.
Dzięki temu zwycięstwu na cztery kolejki przed końcem rozgrywek Legia ma punkt straty do prowadzącego w tabeli Lecha Poznań. Jagiellonia traci natomiast do lidera cztery punkty.
(MRod)