Pierwszy dzień szóstego, maratońskiego etapu Rajdu Dakar okazał się pechowy dla jadącego samochodem Mini Krzysztofa Hołowczyca i wicelidera klasy challenger Marka Goczała. Nie wiadomo, czy będą w stanie kontynuować rywalizację.
Hołowczyc jadący z pilotem Łukaszem Kurzeją pokonując wydmę zderzyli się z pojazdem klasy challenger prowadzonym przez znanego brytyjskiego kierowcę rajdowego Krisa Meeke. Ponieważ na tym dwudniowym etapie nie można korzystać z serwisu, nie wiadomo, czy polskiej załodze uda się osiągnąć metę piątkowego etapu.
Problemy techniczne dotknęły też Marka Goczała i Macieja Martona z ekipy Energylandia Rally Team. Jak przekazał na półmetku etapu jego syn Eryk, w ich aucie pękł dyferencjał.
Nie wiem, czy będą w stanie coś z tym zrobić. Obawiam się, że może to być koniec rajdu - powiedział Eryk Goczał.
W czwartek kłopoty mieli też inni znani kierowcy. Po koziołkowaniu auta musiał się wycofać lider kategorii samochodów Saudyjczyk Yazeed Al Rajhi, a nie wiadomo czy problemy techniczne nie wyeliminują legendy Dakaru Francuza Stephane'a Peterhansela.
W czwartek i piątek uczestnicy pokonują dwudniowy maratoński etap Chrono po wydmach pustynnego regionu Empty Quarter. Wystartowali z Shubaytah i o godz. 16 lokalnego czasu musieli przerwać jazdę i zjechać do najbliższego z siedmiu wyznaczonych na pustyni prowizorycznych miejsc do spania we własnych namiotach, gdzie nie ma żadnych możliwości serwisowych.
Następnego dnia wyruszą w dalszą drogę i wrócą do Shubaytah. W sobotę czeka ich dzień odpoczynku w Rijadzie.