Gdzieś obok wielkiego futbolu w piłkę grają tysiące pasjonatów. Dzięki futbolowi realizują pasje albo poznają świat. Nie inaczej jest w przypadku Polaków grających w islandzkich klubach. W niższych ligach w tym kraju karierę z zawodową pracą łączy spora grupa piłkarzy z naszego kraju. Niektórzy mogą pochwalić się sukcesami. Ich kluby niedawno przebiły się do wyższych lig.
Klub RB Keflavik to sportowa nisza, nawet jak na islandzkie warunki. Drużyna awansowała kilka dni temu z 5. do 4. ligi. Plany są jednak ambitne, a w ich realizacji pomagają zawodnicy z naszego kraju. Na przykład pochodzący z Krakowa 20-letni bramkarz Bartosz Matoga. W trakcie sezonu obronił 3 rzuty karne. W 7 z 23 meczów nie dał się pokonać zawodnikom drużyny rywali.
Sezon minął bez większych komplikacji, od początku wskoczyliśmy na fotel lidera i nie przegrywając żadnego meczu dowieźliśmy to do końca. Mamy drużynę znacznie odstającą od poziomu, na którym się znajdujemy i udowodniliśmy to na boisku - mówi Matoga.
Zespół ma więc w planach dalsze pięcie się w górę islandzkiej piłki. W RB Keflavik grają także obrońca Szymon Maszota, środkowy pomocnik Patryk Leżoń czy napastnik Sławomir Jaworski, który w 19 meczach strzelił 16 bramek.
Różnie układały się ich piłkarskie losy w Polsce. Na Islandii cieszą się grą, ale muszą także pracować. Wszyscy zresztą zatrudnieni są w tej samej firmie i spotkać ich można na lotnisku w Reykjaviku.
Na wyższym poziomie rywalizuje klub Reynir Sandgerdi. Ta ekipa awansowała właśnie z 3. do 2. ligi. Tu w roli środkowego pomocnik występują np. Leonard Zmarzlik. To był jego pierwszy sezon na Islandii.
Zdecydowanie od razu było trzeba przerzucić się na bardziej fizyczną i być może bardziej taktyczną grę niż w Polsce. Jeśli chodzi o ligę, cały sezon był na naprawdę fajnym poziomie, a atutem Reyniru było to, że byliśmy nie do zatrzymania u siebie "w domu". Z czasem dołożyliśmy to samo na wyjazdach i takim sposobem zapewniliśmy sobie mistrzostwo ligi jedną kolejkę przed końcem. Jeśli chodzi o moje poczynania, zebrałem masę doświadczenia dzięki temu, że każdy mecz grałem "od deski do deski", stanowiąc siłę naszej drużyny oraz możliwość grania z zawodnikami, którzy mają duże pojęcie o piłce. Sezon był ciężki, ale również był moim najlepszym sezonem w życiu. Masę doświadczenia, świetni ludzie, super atmosfera w szatni i na trybunach oraz co najważniejsze mistrzostwo 3 ligi islandzkiej - relacjonuje.
Zmarzlik mocno związał się z klubem. Jest zatrudniony przez lokalną gminę i zajmuje się różnymi sprawami na stadionie. Prowadzi treningi z dziećmi, dba o kwestie organizacyjne.
Klubowym kolegą Zmarzlika jest bramkarz Jakub Górski, który też zżył się już z islandzką piłką. Poza boiskiem jest pomocnikiem elektryka.
To oczywiście wszystko sukcesy, którymi pochwalić się można głównie przed znajomymi czy rodziną. Trudno mówić o zawojowaniu piłkarskiego świata gdzieś w niższych islandzkich ligach.
Tutaj naprawdę można czerpać radość z gry w piłkę - przekonuje Hubert Kotus. Obrońca drużyny KFK Kopavogur właśnie awansował z 4. do 3. ligi. Spośród wymienionych zawodników ma zdecydowanie największe doświadczenie, bo zaliczyła kilka meczów w polskiej 1. czy 2. lidze. Przed poważną kontuzją grał w młodzieżowej reprezentacji Polski m.in. z Bartoszem Bereszyńskim.
Kilka lat temu wpadł na pomysł, by wynieść się z Polski. Gdy przeniósł się do Norwegii, okazało się, że spora grupa polskich piłkarzy szuka na siebie pomysłu. Brakowało im jednak kompetencji, by zorganizować sobie życie poza krajem. I tę lukę postanowił wypełnić Kotus.
Pomysł narodził się sam i chyba najczęściej takie właśnie pomysły wypalają. Kiedy wyjechałem grać do Norwegii, to odzywało się do mnie sporo chłopaków i pytali, czy pomogę im odświeżyć kariery. Niektórzy chcieli odbić się po kontuzjach, inni wracali do futbolu po przerwie, jeszcze inni potrzebowali zmiany, chcieli wyjechać z Polski. Udało mi się im pomóc. Teraz to samo robię na Islandii. Mam firmę, ale oczywiście nie jestem agentem piłkarskim, bo sam gram w piłkę. Mam ludzi, którzy dla mnie pracują. Na razie dbamy o niewielką grupę zawodników. Także dwóch piłkarzy z Ukrainy, którzy wcześniej grali w naszym kraju - opowiada piłkarz KFK Kopavogur.
Treningi nawet w niższych ligach odbywają się niemal codziennie poza weekendami. Oczywiście wszystko to po pracy. Jednak z piłki także są pieniądze. W Reynirze piłkarze dostają premie za mecz, różne bonusy. Z kolei klub RB Keflavik to nowy projekt o dużych aspiracjach. Tam na razie gotówki piłkarze za grę nie dostaję, ale klub ułatwia im inne życiowe sprawy. Zniżka na zakup auta czy domu, pomoc w wynajęciu mieszkania. To wszystko zwiększa komfort i pozwala mieć więcej przyjemności z grania w piłkę.
Oczywiście nie wszyscy Polacy na Islandii czują się idealnie. Emigracja potrafi być męcząca z wielu względów. Jeden z zawodników grających tutaj wrócił do Polski, bo jego partnerce nie podobała się Islandia - przyznaje Kotus.
Większość jednak czerpie satysfakcję z futbolu. Polacy powoli adaptują się w islandzkiej piłce. Grający w 1. lidze Robert Bąkała prowadzi na miejscu nawet swoją akademię dla bramkarzy. Być może za jakiś czas któryś z naszych piłkarzy wywalczy mistrzostwo.