Ten rok brutalnie weryfikuje poziom naszej piłkarskiej reprezentacji. Jesteśmy na równi pochyłej. I trudno udawać, że jest inaczej. Pytanie czy ten zjazd w europejskiej hierarchii da się zatrzymać, bo tak rozczarowującego roku w naszym futbolu nie było od dawna.
Mundial - wiadomo - nie ma co wracać. Były emocje, było wyjście z grupy. Była też siermiężna gra i byłą afera premiowa, która pogrzebała szanse Czesława Michniewicza na pozostanie na stanowisku. Na co liczyłem w tym roku? Na spokojny awans na Euro2024. Grupa wydawała się wymarzona, by mieć czas na przebudowę zespołu. Na to, by dać szansę nowym zawodnikom, by ich poszukać i sprawdzić w boju.
Zatrudnienie Fernando Santosa też wydawało się pomysłem całkiem niezłym. Doświadczony trener, niespaczony naszą, polską perspektywą. Sprawdzi, poszuka, przyjrzy się. Może wyciągnie kilku zawodników, którym warto dać szansę. Na tak sobie na początku roku myślałem i teraz oczywiście łatwo mnie wyśmiać.
Kadencja Santosa upłynęła szybko wśród licznych min, grymasów i wypalonych przez selekcjonera papierosów. Nie zobaczyliśmy w zespole ani jednego debiutanta, a łatwa grupa okazała się sennym koszmarem.
I tak dotoczyliśmy się do wczorajszego meczu na PGE Narodowym. Mimo słabej gry i słabych wyników w tej słabej grupie ciągle mieliśmy szanse na bezpośredni awans. Trzeba "tylko" wygrać u siebie z Mołdawią. Niestety... za trudne.
I znów piłkarze nie wiedzą czemu dali się zdominować, czemu słabo weszli w mecz. Słuchając tych pomeczowych wypowiedzi w ostatnich miesiącach mam wrażenie, że nasi reprezentanci absolutnie nic nie wiedzą, z niczym sobie nie radzą, nie mają pojęcia co takiego dzieje się dookoła nich. Biegać się nie chce, wychodzić na pozycje też się często nie chce. A przynajmniej nie wszystkim.
Michał Probierz postanowił czegoś poszukać, posprawdzać. Postawił na kilka nowych nazwisk. Dał się tym piłkarzom sprawdzić w boju. Pewnie ktoś już w listopadzie z tej grupy wypadnie, ale pod tym względem coś drgnęło i dobrze, bo rok byłby całkowicie stracony.
Na razie trzeba jednak powoli rozwijać żagle i kierować się do portu "Baraże". Chyba ich nie unikniemy.
Musimy w listopadzie pokonać Czechów. Muszą ich pokonać także Mołdawianie i jeszcze Albania musi wygrać z rzeczoną Mołdawią. Ładny efekt domina i tyle ładny, co raczej nieprawdopodobny. Za dużo musi się stać, żeby się udało.
Trudno oczywiście nie mieć pretensji do piłkarzy, ale z drugiej strony może oczekujemy za dużo? Czym my obecnie dysponujemy? Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Przemysław Frankowski - grają w dobrych klubach i grają w nich bardzo porządnie. Jest ciągle mocny, ale i coraz starszy Robert Lewandowski. Na reprezentacyjny poziom potrafi wzbić się Karol Świderski. Z obsadą bramki też sobie poradzimy. Do tego trochę zaciągu z Ekstraklasy oraz grupa piłkarzy, która w klubach gra rzadko jak Kiwior, Kamiński, Milik...
Jesteśmy w okresie przejściowym i to trzeba sobie otwarcie powiedzieć. Przed meczem z Mołdawią na konferencji prasowej Wojciech Szczęsny przyznał, że na awans nie zasługujemy i trzeba się z piłkarzem Juventusu zgodzić.
Spójrzmy co w tym czasie zrobiła Albania. Brazylijczyka Sylvinho zatrudnili na początku roku. W czasie, który stracił Fernando Santos Sylvinho znalazł Jasira Asaniego, który w tym roku strzelił trzy przepiękne bramki. We wrześniu w drużynie zadebiutował Mirlind Daku. Wbił nam gola, a kilka dni temu zanotował asystę. Albania już na autostradzie do awansu. Jeszcze tylko brakuje by na Euro pojechała też Mołdawia. A ich szans przekreślać nie można. Zagrają u siebie z nasyconą już praktycznie Albanią. Do tego wyjazd do czeskiej Pragi, a Czesi w tych eliminacjach też grają słabiutko. Może więc finalnie doczekamy się albańsko-mołdawskiej sensacji? Szkoda, że naszym kosztem, ale trzeba przyznać, że byłaby to zasłużona kara...