Zły i rozgoryczony schodził ze stadionu w Dausze dwukrotny wicemistrz olimpijski w rzucie dyskiem Piotr Małachowski po tym, jak nie zdołał awansować do finału mistrzostw świata w swojej dyscyplinie. Nie szczędził sobie słów krytyki. "Chciałem, by eliminacje były pokazem mojej mocy - i to był mój największy problem. Chora ambicja i tyle" - stwierdził wprost. Oświadczył również, że musi zastanowić się nad tym, czy kontynuować treningi: "Szkoda na to pieniędzy podatników".
W ostatnich tygodniach forma Piotra Małachowskiego wyraźnie szła w górę. Na treningach wyglądał bardzo dobrze, regularnie rzucał dyskiem na odległość 68 m. W sobotę w Dausze w najlepszej próbie uzyskał jednak zaledwie 62,20 - i to nie wystarczyło, by znaleźć się w finałowej dwunastce.
To jest chora ambicja sportowa. Tak się dzieje, jeśli człowiek nie potrafi sobie pewnych rzeczy uświadomić: że lepiej jest wejść spokojnie i wykonać pewny rzut technicznie oraz awansować. A ja chciałem rzucić od razu 70 m. Nie potrafiłem nad tym zapanować, więc mamy taki rezultat, jaki mamy - przyznał Małachowski po zawodach.
Jeszcze niedawno - jak przypomina Onet - dyskobol zapowiadał, że karierę zakończy na przyszłorocznym Memoriale Kamili Skolimowskiej, po igrzyskach olimpijskich w Tokio. Teraz jednak, rozgoryczony nieudanym występem w Dausze, stwierdził, że zastanawia się nad sensem dalszych treningów.
Szkoda na to pieniędzy podatników. Są młodzi zawodnicy, w których warto inwestować. Tyle zgrupowań, ciężkiej pracy włożonej, a ja rzucam 62 m. Bez sensu - mówił.
Oczywiście szkoda by było nie dotrwać (do igrzysk w Tokio - przyp. RMF), jestem teraz rozgoryczony, zobaczę po kolejnych zawodach - ale takie myśli w głowie się pojawiają - przyznał, dodając, że "nie jest na razie optymistycznie nastawiony".
Przed przyjazdem na mistrzostwa świata zastrzyk optymizmu dało Małachowskiemu zgrupowanie w tureckim Belek.
Teraz nie potrafiłem zapanować nad mocą, jaką mam. Na treningu dyski latały niesamowicie. Nieudane rzuty były po 66 m. A tutaj dysk leci na 60 m. Czyli sześć metrów różnicy - mówił.
Błędem było - jego zdaniem - nastawienie się na to, że już w pierwszych próbach rzuci bardzo daleko.
Chciałem, by eliminacje były pokazem mojej mocy - i to był mój największy problem. Chora ambicja i tyle - przyznał.
Jak się okazało, nie pomogły nawet rozmowy z psychologiem prof. Janem Blecharzem.
Myślałem już, że wszystko sobie ułożyłem w głowie, ale nagle wychodzę na stadion i jest "klik": wszystko się zmienia - relacjonował.
Rozważania nt. ewentualnego przejścia na sportową emeryturę Piotr Małachowski skwitował krótko: Sam podjąłem decyzję o tym, że zaczynam trenować, i sam teraz podejmę (decyzję), kiedy zakończyć karierę. To moje życie.