Piłkarze Lecha Poznań pokonali u siebie Żalgiris Kowno 3:1 (3:0) w pierwszym meczu 2. rundy kwalifikacyjnej Ligi Konferencji. Rewanżowe spotkanie odbędzie się 3 sierpnia na Litwie.
"Kolejorz" niesiony dopingiem ponad 26 tysięcy kibiców od pierwszych minut pokazał na boisku, kto będzie rozdawał karty. Piłkarze Żalgirisu zostali zepchnięci do głębokiej defensywy i nie pozostało im nic, jak tylko bronić dostępu do własnej bramki.
Litwinom zaledwie przez 11 minut udało się zachować czyste konto. Elias Andersson niezwykle precyzyjnie dośrodkował w pole karne, a tam mierzący zaledwie 168 cm Dino Hotic efektowną główką trafił w "okienko". Bośniak, który zaledwie dwa tygodnie temu dołączył do Lecha, zdobył swoją pierwszą bramkę dla nowego klubu.
Zdobyta bramka nie zmieniła obrazu gry. Goście nie mieli żadnych argumentów w ofensywie, by postraszyć poznaniaków. Żalgiris do przerwy stworzył zaledwie jedną sytuację, którą stosunkowo łatwo przerwali obrońcy "Kolejorza".
Lechici swobodnie operowali piłką, łatwo wymieniali po kilka podań, jedyne zastrzeżenia można było mieć do finalizacji akcji. Po znakomitym zagraniu z głębi pola Kristoffera Velde, Hotic był w sytuacji sam na sam, ale posłał piłkę minimalnie obok słupka. Potem Filip Szymczak z dość trudnej pozycji trafił w poprzeczkę.
Gospodarze grali jednak cierpliwie i w końcu ponownie złamali opór przeciwnika. Drugi gol padł po akcji obrońców - Joel Pereira zagrał do Antonio Milica, który zachował się jak rasowy napastnik i mimo asysty rywala, z bliska trafił do siatki.
Już w doliczonym czasie gry Lech podwyższył wynik. Niezwykle pracowity Radosław Murawski uderzył z ok. 25 metrów, a nieco spóźniony bramkarz Deividas Mikelionis nie sięgnął piłki.
Początek drugiej połowy nie zwiastował większych zmian. Lech wciąż atakował, lecz wystarczył moment niefrasobliwości Jespera Karlstroema i drużyna z Kowna zmniejszyła straty. Szwed łatwo stracił piłkę 10 metrów przed własnym polem karnym, przejął ją Anton Fase i strzelił pod poprzeczkę.
Stracony gol trochę podciął skrzydła poznaniakom, którzy już nie grali z takim rozmachem jak do przerwy. Trener John van den Brom desygnował na boisko zmienników, pojawili się Mikael Ishak, Barry Douglas, a w końcówce Artur Sobiech, lecz akcjom gospodarzy brakowało płynności. Niezłą sytuację miał Ishak, ale trafił w obrońcę, a Douglas z dystansu posłał piłkę nad poprzeczką. Litwini grali bardziej zdecydowanie w defensywie, lecz wciąż mieli kłopoty ze stwarzaniem sobie okazji.
W końcówce meczu znów groźnie było w polu karnym gości. Bliski podwyższenia rezultatu był Milic, ale minął się z piłką po dośrodkowaniu Pereiry.
Zwycięzca tego dwumeczu w 3. rundzie kwalifikacyjnej LK zmierzy się z wygranym z pary FK Auda Kekava (Łotwa) - Spartak Trnawa (Słowacja).
Pierwsza połowa była naprawdę dobra w naszym wykonaniu. Kontrolowaliśmy grę, mieliśmy dużą przewagę w posiadaniu piłki, stosowaliśmy dużą wymienność na pozycjach. Do tego zdobyliśmy trzy fantastyczne gole. W szatni nie miałem zbyt wiele uwag do moich piłkarzy, powiedziałem tylko, by trzymali tak dalej - mówił po meczu trener Lecha John van den Brom. W drugiej połowie zabrakło jednak dokładności podań, było trochę nerwowości. To jest coś, nad czym musimy popracować, bo taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Kiedy w lidze wygrywasz 3:1, wszyscy są zadowoleni, natomiast w rozgrywkach europejskich jest już nieco inaczej. Żalgiris pokazał, że jak mu się pozwoli grać w piłkę, to potrafi w nią grać - zauważył.
Lech zagrał bardzo dobrze w pierwszej połowie. Mam wrażenie, że moi zawodnicy, szczególnie w tych pierwszych minutach, trochę się przestraszyli. Rywale wykorzystywali zawodników wbiegających z głębi pola, ja natomiast więcej oczekiwałem po grze mojego zespołu. Mieliśmy grać bliżej siebie, tymczasem zbyt łatwo straciliśmy bramki - ocenił trener Żalgirisu Marius Stankevicius. W drugiej połowie udało nam się zmienić nastawienie, zagraliśmy znacznie lepiej. Gol dodał nam pewności siebie na boisku. Potrafiliśmy zagrać pressingiem, odebrać kilka razy piłkę i stworzyć groźne sytuacje. Przyszło nam się zmierzyć z jednym z najlepszych polskich klubów i było to dla nas nowe doświadczenie. Postaramy się zagrać jak najlepiej za tydzień. Zrobimy wszystko, by znaleźć sposób na przeciwnika i sprawić niespodziankę - podsumował.
Lech Poznań: Filip Bednarek - Joel Pereira, Miha Blazic, Antonio Milic, Elias Andersson (58. Barry Douglas) - Dino Hotic (58. Mikael Ishak), Filip Marchwiński (42. Jesper Karlstroem), Radosław Murawski, Afonso Sousa (82. Artur Sobiech), Kristoffer Velde - Filip Szymczak (82. Filip Wilak).
Żalgiris Kowno: Deividas Mikelionis - Jason Noslin, Martynas Dapkus (65. Edvinas Kloniunas), Maxime Spano Rahou, Edvinas Girdvainis - Vilius Armanavicius (60. Karolis Silkaitis, Karolis Uzela, Rosario Latouchent (80. Andrij Karwackyj), Xabi Auzmendi (80. Nerijus Valskis) - Armandas Kucys (60. Artur Dolznikov), Anton Fase.
Bramki: dla Lecha - Dino Hotic (11-głową), Antonio Milic (41), Radosław Murawski (45); dla Żalgirisu - Anton Fase (57).
Żółta kartka - Żalgiris Kowno: Edvinas Girdvainis.
Sędziował: Luka Bilbija (Bośnia i Hercegowina). Widzów: 26 157.