Koszykarze Anwilu Włocławek zostali drugi raz z rzędu i trzeci w historii mistrzami Polski. W siódmym meczu finału ekstraklasy pokonali w Toruniu Polski Cukier 89:77 (28:21, 22:19, 25:18,14:19) i wygrali rywalizację play off 4-3. Przed rokiem 4-2 zwyciężyli BM Slam Stal Ostrów Wlkp.

Komplet 5625 widzów obserwował "najważniejszy mecz w historii Torunia", bo tak zgodnie nazywali go kibice "Twardych Pierników" przed pierwszym gwizdkiem.

W pierwszej połowie piątkowego meczu to obrońcy tytułu zdecydowanie dominowali nad gospodarzami. Na trybunach głośniejsi byli fani Anwilu. Ich doping nie ustawał ani na sekundę. Na parkiecie zawodnicy z Włocławka prezentowali się w tym fragmencie znakomicie w rzutach za 3 punkty. Trafili ich 10 na 15 prób przy zaledwie 5 na 16 Polskiego Cukru. Z tego wynikała 10-punktowa przewaga po pierwszej połowie (50:40).

Najlepiej punktowali do przerwy Kamil Łączyński (11 pkt) i Szymon Szewczyk (10 pkt). W drużynie toruńskiej najskuteczniejszy był Aaron Cel - 8. Gospodarze mieli więcej zbiórek, asyst, ale do szatni na przerwę schodzili przegrywając - przez słabą skuteczność.

Po przerwie torunianom wcale nie szło lepiej. Mylili się z otwartych pozycji, gubili piłkę. Przeciwnie Anwil, który wykorzystywał każdą okazję do powiększenia prowadzenia. Świetnie zaczął grać Rosjanin Walerij Lichodiej, który w tej kwarcie rzucił 11 pkt. Goście trafiali kolejne "trójki", a sektory zajmowane przez kibiców gospodarzy milkły. Kibice z Włocławka urządzali sobie prawdziwe święto na terenie rywala zza miedzy. "Gramy u siebie, Anwil, gramy u siebie" - niosło się po Arenie Toruń raz po raz.

Zespół z Torunia był kompletnie pogubiony w obronie. Nie prezentował znanej z całego sezonu twardej, agresywnej defensywy. Goście ograniczyli liczbę strat do minimum, a Polski Cukier, którego grą kierował zmagający się od wielu tygodni z kontuzją Rob Lowery, nie potrafił nawet wpakować piłki do kosza z kilkunastu centymetrów myląc się przy wsadach. Po trzech kwartach był 75-58 dla Anwilu.

Trener Dejan Mihevc szukał zmian, dużo rotował, ale gra się nie poprawiała. W 35. minucie na tablicy wyników było 66:80. Polski Cukier w końcu ruszył do odrabiania start, ale co tylko zbliżał się do rywali na 8 czy 9 punktów, to znów zawodziła skuteczność. Pudłowali w zasadzie wszyscy zawodnicy gospodarzy. W siódmym meczu widać było po nich trudy serii i sezonu. Anwil wygrał dojrzałością, doświadczeniem i, co dość trywialne w odniesieniu do gier zespołowych, skutecznością. Po końcowym gwizdku Arena Toruń eksplodowała radością - zawodników i fanów z Włocławka. Ci - po bardzo trudnym dla siebie i pełnym kłopotów sezonie - znów są mistrzami kraju. W Toruniu na złoto w koszykarskiej ekstraklasie będą musieli poczekać przynajmniej rok, ale drugie wicemistrzostwo na przestrzeni ostatni trzech lat, dla tak młodego stażem zespołu, jest bez wątpienia i tak wielkim sukcesem.

MVP finałów ekstraklasy koszykarzy został Ivan Almeida. W piątek rzucił on 12 pkt, ale w tym sezonie udowodnił, że jest nie tylko świetnym strzelcem, ale potrafi grać także bardziej "pod zespół". Jego powrót zimą okazał się jednym z najważniejszych ruchów transferowych w trakcie sezonu i wymiernie przyczynił się do obrony tytułu przez zespół z Włocławka.

Anwil sięgnął po trzecie złoto w swojej historii. Po pierwsze sięgnęli w 2003 r. z trenerem Andrejem Urlepem, a zawodnikiem był wówczas obecny szkoleniowiec włocławian Igor Milicic.

Polski Cukier - Anwil Toruń 77:89 (21:28, 19:22, 18:25, 14:19)

Stan rywalizacji play off (do czterech zwycięstw): 4-3 dla Anwilu Włocławek.

Punkty:

Polski Cukier: Michael Umeh 13, Damian Kulig 12, Aaron Cel 12, Karol Gruszecki 11, Robert Lowery 8, Bartosz Diduszko 6, Cheikh Mbodj 6, Tomasz Śnieg 6, Łukasz Wiśniewski 3, Krzysztof Sulima 0.

Anwil Włocławek: Walerij Lichodiej 16, Ivan Almeida 13, Kamil Łączyński 13, Aaron Broussard 12, Szymon Szewczyk 12, Michał Michalak 9, Jarosław Zyskowski 7, Chase Simon 7, Aleksander Czyż 0.