On ma 33 lata. Najmłodszy kolega – zaledwie 20. Tak ogromna różnica wieku jest pomiędzy siatkarzami powołanymi przez selekcjonera Nikole Grbicia do reprezentacji Polski! Biało-czerwoni już trenują w Spale przed czerwcową Ligą Narodów. A o pokoleniowe różnice w kadrze - Karola Kłosa czyli jednego z reprezentacyjnych weteranów - pytał nasz reporter Paweł Pawłowski.
Paweł Pawłowski RMF FM: Czy czujesz się takim kadrowym trochę dinozaurem?
Karol Kłos: Trochę się czuję, bo ja na którymś treningu, zapytałem Kubę Haryluka, z którego jest rocznika. Powiedział, że jest 2003. I zapytał: a ty, który jesteś? Ja urodziłam siew 1989 i szybko powiedzieliśmy, że jest 14 lat różnicy, więc dlatego się tego się nie oszuka. Ale kto z kim przestaje, takim się staje. Zawsze się trzymałem z młodszymi kolegami i dzięki temu też się czuję młodo jeszcze, więc myślę, że nie wypadłem z obiegu.
Ile lat już przejeżdżasz w ogóle na kadrę? Liczyłeś to?
Nie liczyłem, ale na pewno od ponad dziesięciu.
Jesteśmy w podobnym wieku. Ja dostrzegam różnicę w komunikacji z ludźmi młodszymi ode mnie o ponad dekadę. Inne rzeczy nas śmieszą, na inne rzeczy patrzymy z powagą. A jak jest z tym w kadrze?
Oczywiście ja też się z tym zgadzam. To jest zupełnie inne pokolenie i to widać. Na szczęście my gramy w siatkówkę i robimy to samo, więc jest troszkę łatwiej w komunikacji. Ja też dopiero poznaję tych młodych chłopaków, bo na miejscu jesteśmy dopiero od poniedziałku. Do tej pory znałem tych chłopaków z dobrej gry ligowej, a na kadrze jeszcze musimy się poznać. Ale myślę, że będą fajne turnieje przed nami, fajne sparingi przed nami, w których na pewno lepiej się poznamy, bo najlepiej człowiek się poznaje jednak na boisku, grając mecze.
Czy dostrzegasz różnice w wyszkoleniu między wami? Czy są jakieś różnice we wpojonej młodszym kolegom technice? Czy Nikola Grbić musi to wszystko spajać?
Tutaj na pewno są jakieś sekrety, które Nikola zdradza tym młodym chłopakom. Myślę, że i tak ten poziom wyszkolenia poszedł bardzo mocno do góry i widać jak ci młodzi chłopcy wiele potrafią, jak wchodzą do naszej ligi. Myślę, też, że jeżeli chodzi o mentalność, to pokolenie jest takie, że ono w ogóle niczego się nie boi; wchodzi jak po swoje, ale z szacunkiem też do starszych. Ja nie czuję, żeby tam ktoś mnie rozstawił po kątach (śmiech). Oni po prostu przychodzą, biorą, ale mają też ogromny szacunek do tych dinozaurów.
Coś zmieniło się w Spale przez tę ponad dekadę twojej kariery?
Jest tak samo ciężko na treningach. To po pierwsze. Spała zawsze kojarzy się z bardzo ciężką pracą; czasami z ciężkim wstawaniem rano na kolejne treningi. A jeżeli chodzi o sam ośrodek, to bardzo dużo się zmieniło chociażby w pokojach. Pojawiła się klimatyzacja, bo latem to było nie dało się wytrzymać. Na hali jest też klimatyzacja i nowy parkiet, więc na trzech boiskach można trenować w tym samym momencie, z taką samą jakością.
Zakładam, że oprócz infrastruktury, do przodu poszedł też profesjonalizm kadry. Chyba nie ma sytuacji, w których brakuje sprzętu? Żartobliwie nawiązuję tutaj do "afery skarpetkowej" Mariusza Wlazłego.
Gdy przyjeżdżamy, to już wszystko jest gotowe. Wiele osób myśli nad tym dużo wcześniej. Kiedyś owszem było tak, że przyjeżdżało się z własnym poprzednim sprzętem, żeby te pierwsze dni przetrwać, gdyby czegoś zabrakło. Teraz przyjechało 16 osób, a ogólnie jest 30 osób; każdy dostaje swoją walizkę wypchaną rzeczami, więc od pierwszego dnia treningów nie ma z tym najmniejszego problemu. Nie brakuje skarpetek - tak bym powiedział pozdrawiając Mariusza Wlazłego (śmiech).
To co łączy Cię z Mariuszem Wlazłym, to Skra Bełchatów. Spędziłeś tam 13 lat.
Wydaje mi się, że z samym Mariuszem grałem dobrych dziesięć lat. To jest koniec pewnego rozdziału, ale mam to szczęście, że nie kończę grać i jakoś jest mi trochę łatwiej. Na pewno będę wracał do Bełchatowa. Będę się tam czuł na pewno jak w domu, bo to był drugi dom dla mnie przez 13 lat. Lubię jednak wyzwania i to mnie napędza do lepszego treningu, do lepszego grania. Więc kolejne wyzwanie, nowy rozdział przede mną. Nigdy tak nie miałem, więc dla mnie transfer to coś nowego.
Kibice dosłownie rozebrali cię po ostatnim meczu. Jakie to uczucie, gdy słyszysz błagalne "Kłosik, daj koszulkę", a obok z twoim butem biega rozradowany młody człowiek?
Ja myślę, że Ci młodzi ludzie akurat podchodzą, bo oglądają TikToka i to też jest fajne. Oczywiście, że czuję radość, ale przede wszystkim czuję radość, że mogę im sprawić radość. To jest najfajniejsze. Jeżeli mogę podzielić się sprzętem po ostatnim meczu, to bardzo mnie to cieszy, bo ja też kiedyś w młodości miałem swoich idoli.
Japonia, Holandia, Filipiny - tam odbędą się turnieje Ligi Narodów. Sporo podróży was czeka. Jak bardzo jest to męczące dla zawodnika?
To jest bardzo męczące. Pewnie wydaje się, że my na spokojnie gdzieś tam polecimy, odpoczniemy i tak dalej. A często bywa tak, że pierwsze, co robi się po długiej podróży, to szybka kąpiel. Następnie idzie się na trening, żeby nie tracić czasu. Czasu na odpoczynek jest niewiele. Teraz będzie bardzo dużo grania, bo ten system Ligi Narodów jest męczący i w każdym tygodniu gra się trzy spotkania. Do tego różne warunki panujące w miejscu, gdzie się gra. To jednak ciężki kawałek chleba.
Wszystko zwieńczy turniej kwalifikacyjny do igrzysk, który zacznie się pod koniec września. Bardzo długi sezon. Da się to wytrzymać?
Dodajmy, że część siatkarzy zakończyła wczoraj ligę i czeka ich jeszcze finał Ligi Mistrzów. Terminarz pęja w szwach, że jest naprawdę ciężko. I tak jak rozmawiamy: nie da się być w formie przez cały rok. To jest niemożliwe. Sztab trenerski już na pewno myśli, jak sobie z tym poradzić.