"Nie boję się. Przed walką modlę się i myślę, że tyle trenowałam. Była krew, był pot i łzy. Teraz jest mój czas i muszę to wykorzystać" - mówi w rozmowie z RMF FM Joanna Jędrzejczyk. Kilka dni temu Polka w fenomenalnym stylu obroniła w Berlinie mistrzowski pas federacji UFC. Jej rywalką była Amerykanka Jessica Penne. Pytana o to starcie nasza zawodniczka odpowiada: nie czułam strachu.

Urszula Gwiazda: Patrzyłam kilka minut temu na Facebooka i prawdziwe warszawskie tournée. Nie ma pani już dość rozmów, wywiadów, spotkań z dziennikarzami i zadawania ciągle tych samych pytań?

Joanna Jędrzejczyk: Jeszcze nie (śmiech). Mam nadzieję, że jakoś dotrwam do końca. Wisienkę na torcie, zostawiłam na koniec. Cieszę się, że jestem gościem w RMF FM.

My również bardzo serdecznie witamy i przede wszystkim chcielibyśmy pogratulować.

Dziękuję bardzo.

Da się w tym całym zgiełku wyciszyć i jeszcze myśleć o treningach, o kolejnych walkach, o sporcie?

Teraz akurat jest czas na odpoczynek i na odsunięcie myśli o kolejnych startach i treningach, bo to był dość pracowity okres. Nie tylko ostatnie przygotowania przed walką, ale ogólnie rok był bardzo mocny. Cieszę się, że miałam walkę przed okresem takim typowo wakacyjnym, bo mogę spokojnie korzystać  z lata i po prostu nie myśleć o niczym i odpoczywać, ale oczywiście aktywnie, bo nie jestem typem osoby, która leży i nic nie robi. 

Jak długo potrwają te wakacje?

To są takie wakacje z obowiązkami. Już w sobotę wylatuję do Stanów Zjednoczonych na trzy dni do Nowego Jorku. Tam właśnie jadę na spotkanie, na konwent UFC Reebok, później lecę do Las Vegas. Też będzie to związane właśnie z UFC, czyli  z organizacją, w której startuję. Takie prawdziwe wakacje to chyba będę miała dopiero na początku sierpnia. W połowie sierpnia, to myślę, że już wrócę na salę. Ale oczywiście przez ten okres aktywność fizyczna bez przerwy będzie się pojawiała.

Co się stało w rękę?

Dostałam "Like od Facebooka".

Czyli?

Doszło do wybicia kciuka, do pęknięcia później paliczka i tak to było. Mała kontuzja, ale pierwsza w 13-letniej karierze, także nic wielkiego się nie stało. Jutro mam wizytę w klinice, która zajmuje się sportowcami, także bardzo się cieszę, bo zajmą się mną profesjonalne osoby. A potem to już praca z fizjoterapeutą i bardzo szybko wrócę do codziennych treningów.

Czy to  jest tak, że na tym etapie, na którym pani się teraz znalazła jest cały sztab ludzi, którzy o panią dbają? Lekarze, fizjoterapeuci, dietetycy...Czy raczej to jest tak, że słucha pani własnego ciała i sama decyduje co jest dla pani dobre?

To jest bardzo ważne, aby słuchać swojego ciała, bo wiadomo trener jest po to, aby gdzieś ten bacik trzymać nad zawodnikiem.

Potrzebuje pani takiego bacika?

Tak. Ale sama jestem na tyle świadoma swojej pracy, tego co robię, tych wyrzeczeń, które muszę ponieść.

A zdarza się tak, że wstaje pani rano i mówi: nie chce mi się. Dziś luz. Pas.

Nie. Na to nie ma miejsca. Już na takim poziomie to się nie może zdarzać. Zresztą nigdy tego nie było. Czasami potrafiłam trzy razy zawrócić do domu jadąc na trening, ale zawsze to się kończyło tak, że jednak lądowałam na sali, robiłam trening i mówiłam sobie: nie chciało mi się przyjeżdżać, miał to być  zły trening, a ja się czuję jak nowonarodzona. Czuwa nade mną fizjoterapeuta. Mam najlepszego dietetyka w Polsce chyba i w Europie- Jakub Mauricz, do którego po prostu wszyscy walą drzwiami i oknami. Ale jego team jest zamknięty. Dba o dosłownie garstkę zawodników, także ja mam to szczęście, że pracuje ze mną. Ja robię bardzo dużo kilogramów przed walkami.

Co to znaczy robić bardzo dużo kilogramów przed walkami?

Ciąć wagę po prostu.

Chudnąć ?

Tak. Schodzę 7,8 kilogramów.  Często mnie koleżanki pytają: ty tak chudniesz, daj dietę. Ale niestety to nie jest takie proste. Te ostatnie doby są bardzo ciężkie.

To jest pytanie które bardzo chciałam pani zadać. Jak to możliwe, że ktoś tak drobny i szczupły potrafi tak przyłożyć?

To jest moja praca.

Da się to wytrenować? Wyćwiczyć? Nawet ważąc niewiele ponad 50 kilogramów tak jak pani?

Ja mając 16 lat poszłam na pierwszy trening. Poszłam po to, żeby zgubić parę kilogramów. Udało mi się schudnąć 10 kilogramów. Więc kiedyś była cięższa. Na początku zupełnie nie zakładałam, że zawodowo będę się zajmowała sportem. W rodzinie nigdy nie było sportowca. Po pół roku treningu pojechałam na pierwsze zawody i tak załapałam bakcyla. Było bardzo dużo dziewczyn na treningu i stworzyłyśmy taką grupę, która na wzajem się motywowała.

Co pani odpowiada jak słyszy: to nie jest sport dla kobiet.

Żyjemy w takich czasach, że nie ma już podziału na męskie i żeńskie zawody. Ja traktuję to jako sport. Wiem, że jest bardzo kontaktowy. Często wydaje się bardzo brutalny, ale ja przez 13 lat nie doznałam żadnej poważnej kontuzji. Nie mam połamanego nosa, blizn na twarzy. Mój chłopak z którym jestem pięć lat bardzo mnie wspiera w tym co robię. Pomimo , że sport jest brutalny można zachować kobiecość.

A nie mówi: kochanie daj już sobie spokój...

... był sportowcem. Sport jest obecny w naszym życiu. Bardzo mnie wspiera. To jest praca na kilku etatach, bycie zawodowym sportowcem.

A propos. Cały sportowy świat i nie tylko sportowy, obiegła wiadomość, że Marit Bjoergen jest w ciąży.

A to nie wiedziałam. Jestem miło zaskoczona.

Jest wygrana, jest obroniony pas. I co dalej?

Są kolejne marzenia, żeby jak najdłużej utrzymać się na fali i utrzymać mistrzowski tytuł. Kilka tygodni przygotowywałam się do walki. Ale do tytułu dochodziłam całe dorosłe życie. To jest zwieńczenie tego, co do tej pory zrobiłam. Na początku były starty m.in. w boksie, teraz to jest MMA. Ale to wszystko jest składową sukcesu. Chce jak najdłużej utrzymać się na fali.

Trenuje pani nadal amatorskie grupy w Olsztynie, czy już nie ma na to czasu?

Oczywiście. Brat Maćka Jermakowa ( redakcja sportowa RMF FM) Wojciech Jermakow przychodzi do mnie na zajęcia.

Nadaje się, czy nie za bardzo mu wychodzi?

Mam sporą grupę dziennikarzy na zajęciach. Ja nie muszę tego robić, bo zarabiam profesjonalnie uprawiając sport, ale mam z tego bardzo dużo satysfakcji. Widzę jak są zadowoleni jak zrobią fajny trening, że gubią te złe emocje z pracy, że mogą się wyżyć. Nie zamierzam z tego rezygnować.

Czasami dziennikarstwo przypomina agresywny sport. Wróćmy do tej ostatniej walki. Tak normalnie, po ludzku, nie bała się pani?

Nie. Nie odczuwam strachu. Ale oczywiście towarzyszą mi bardzo duże emocje.

W szatni, na kilka minut przed rozpoczęciem walki o czym pani myśli?

Modlę się, bo jestem osobą wierzącą. Myślę też o tym, że to jest ten moment. Za tobą ciężkie treningi, to jest ten czas. Trzeba go wykorzystać. Trzeba wszystkim udowodnić, że jesteś najlepsza. Ty trenowałaś, twoja przeciwniczka też. Przypominam sobie tą krew, pot i łzy. Myślę sobie, że tyle pracy w to włożyłam i musi być sukces i to zawsze działa. Zawsze bardzo mocno się motywuję.

Następna przeciwniczka w walce?

Zostanie wyłoniona 1 sierpnia na gali w Brazylii. Będę tam, będę to obserwować. Myślę, że będzie to Brazylijka Claudia Gadelha. Już raz z nią wygrałam.

Czyli, ma już ją pani "przerobioną"?

Tak, chociaż dużo się spekuluje o tym. bo to była walka bardzo wyrównana. Przegrana strona domaga się rewanżu. I go dostanie. Jeżeli wygra...

... nie będzie pani płakać w poduszkę.

Oj nie. Już się nie mogę doczekać.

Dziękuje bardzo. Jeszcze raz gratuluję.

Dziękuje i pozdrawiam całą ekipę RMF FM.