40 lat temu na hiszpańskich boiskach reprezentacja Polski odniosła swój ostatni duży sukces w piłce seniorskiej. Na mistrzostwach świata zajęliśmy trzecie miejsce. Dziś mija dokładnie 40 lat od meczu o brązowy medal, w którym biało-czerwoni pokonali 3:2 Francję. Jednym z bohaterów tamtego spotkania był zmarły niedawno Janusz Kupcewicz. Tamten sukces rodził się jednak w bólach i początkowo nic nie wskazywało, że mamy szanse na sukces.
Polacy jechali na Mistrzostwa Świata z chęcią odniesienia sukcesu. Na mundialu w 1978 roku faworyzowana reprezentacja odpadła w drugiej fazie grupowej po porażkach z Brazylią i Argentyną (bilans uzupełniało zwycięstwo 1:0 nad Peru). Dwa lata później nie udało nam się zakwalifikować na Mistrzostwa Europy. Czy jedynym sukcesem wielkiego pokolenia miał być medal z 1974 roku? Tego nikt nie brał pod uwagę. W drużynie, którą na turniej zabrał trener Antoni Piechniczek, byli i bardzo doświadczeni gracze jak Andrzej Szarmach, Grzegorz Lato, Władysław Żmuda, Paweł Janas oraz młodzi gniewni, jak będący już wielką gwiazdą Zbigniew Boniek czy Andrzej Buncol, Andrzej Iwan oraz Włodzimierz Smolarek.
Początki były jednak trudne. W pierwszej fazie grupowej zremisowaliśmy najpierw 0:0 z Włochami, a następnie także bezbramkowo z Kamerunem. Przełom nastąpił w starciu z Peru. Do przerwy także nie padły bramki, ale w drugiej połowie Polacy w końcu się odblokowali. Na liście strzelców znaleźli się: Smolarek, Lato, Boniek, Buncol oraz Włodzimierz Ciołek. To zresztą był jedyny mecz w grupie, który nie zakończył się remisem. Dzięki temu do kolejnej rundy awansowaliśmy z pierwszego miejsca.
Druga faza grupowa rozpoczęła się od meczu, który za sprawą Bońka przeszedł do historii naszego futbolu. Jeden z liderów kadry zdobył hat-tricka, a Polska wygrała 3:0. Trzeci na mistrzostwach bezbramkowy remis - tym razem z ZSRR - dał nam awans do półfinału. Niestety, żółtą kartkę obejrzał Boniek i w kolejnym meczu musiał pauzować.
O wielki finał zagraliśmy ponownie na tym turnieju z Włochami. Na Camp Nou przy bardzo wysokiej temperaturze przegraliśmy 0:2, a obie bramki strzelił nam Paolo Rossi. Brakowało Bońka. Z powodu kontuzji nie mógł już grać także Iwan. Szarmach, którego trener Piechniczek na tym turnieju pomijał, usiadł tylko na trybunach, co po porażce przez lata było szeroko komentowane.
Turniej zakończył się dla nas meczem z Francją. 10 lipca 1982 roku na stadionie w Alicante wygraliśmy 3:2. Pierwsi bramkę strzelili Trójkolorowi. Po golu Rene Girarda długo prowadzili, aż w 41 minucie wyrównał Szarmach, dla którego Piechniczek w końcu znalazł miejsce na boisku. "Diabeł" uderzył w pełnym biegu lewą nogą z ostrego kąta. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki.
Na przerwę schodziliśmy prowadząc 2:1, bo po dośrodkowaniu Janusza Kupcewicza z rzutu rożnego głową piłkę do siatki posłał Stefan Majewski. Po wznowieniu gry wynik podwyższył Kupcewicz strzałem w krótki róg z rzutu wolnego. Legendarny pomocnik Arki Gdynia zmarł zaledwie kilka dni temu. Wczoraj odbył się jego pogrzeb.
Mundial sprzed 40 lat to nasz ostatni sukces w seniorskim futbolu. Gdy drużyna Piechniczka walczyła o medal, w Polsce od ponad pół roku trwał stan wojenny. To dlatego w ramach przygotowań do turnieju reprezentacja rozgrywała sparingi z drużynami klubowymi z Hiszpanii, Francji czy RFN. Polityka była obecna także, gdy turniej się kończył. Brązowe medale zakładam kolegom na szyjach Władysław Żmuda. Żaden z oficjeli nie chciał tego robić.
Polacy wracali do kraju z problemami. Samolot z reprezentacją na pokładzie musiał awaryjnie lądować w Madrycie. Ostatecznie piłkarze dotarli do kraju dzień później niż planowano - 13 lipca. Władze PRL wykorzystały datę miesięcznicy wprowadzenia stanu wojennego w celach propagandowych. Piłkarze zostali później odznaczenia orderami państwowymi.