W całej Europie nie milkną echa niesamowitego półfinału Ligi Mistrzów. FC Liverpool prowadzony przed Jurgena Kloppa po porażce z FC Barceloną 0:3, na własnym boisku wygrał 4:0 i w niesamowitych okolicznościach zapewnił sobie udział w finale. Jak donoszą brytyjskie media, w zwycięstwie „The Reds” pomogli chłopcy od podawania piłek.
Bohaterami Liverpoolu we wtorek zostali zawodnicy, którzy przez cały sezon nie byli wśród najlepszych strzelców. Po dwie bramki zdobyli Divock Origi, do tej pory głównie rezerwowy, zmiennik kontuzjowanego Roberto Firmino, oraz Georginio Wijnaldum, który mecz rewanżowy rozpoczął na ławce rezerwowych.
Najbardziej nieprawdopodobne okoliczności towarzyszyły czwartej bramce dla Liverpoolu. Boczny obrońca Trent Alexander-Arnold wywalczył rzut rożny i w wolnym tempie zmierzał do pola karnego. Kiedy jednak zauważył w polu karnym niekrytego Origiego, zmienił zamiar i kopnął w jego kierunku piłkę, a belgijski napastnik skierował ją do bramki obok zupełnie zaskoczonych obrońców FC Barcelony.
Ta akcja mogłaby się nie udać, gdyby nie pewna pomoc. Jak pisze "Independent", po pierwszym meczu na Camp Nou, sztab szkoleniowy Liverpoolu zauważył, że piłkarze FC Barcelony tracą koncentrację, kiedy sędzia przyznaje stały fragment gry - rzut wolny, rożny, bądź z autu. Na podstawie tej informacji Jurgen Klopp nakazał chłopcom do podawania piłek, żeby w meczu rewanżowym jak najszybciej podawali piłkę jego zawodnikom. Taka sytuacja miała miejsce w 79. minucie, kiedy 14-letni Oakley Cannonier ustawił piłkę w narożniku, którą natychmiast dośrodkował Alexander-Arnold.