"Gratuluję chłopakom tego, że wytrzymali presję w meczu z Chinami mimo takich emocji i niezrozumiałych decyzji sędziów" – mówi w rozmowie z RMF FM były koszykarz Cezary Trybański. Jego zdaniem Polskę stać na sprawienie dalszych niespodzianek. "Chciałbym, żeby o koszykówce zrobiło się u nas głośno, ale obawiam się że będzie to chwilowe i szybko o reprezentacji zapomnimy, a wszystko ucichnie"– komentuje były gracz ligi NBA.

Patryk Serwański, RMF FM: Dwa mecze na Mistrzostwach Świata w Chinach i dwa zwycięstwa. Każdy z tych meczów zupełnie inny. Co w tych spotkaniach się panu podobało? Co może pozytywnie zaskoczyło?

Cezary Trybański: Przede wszystkim to, że dwa razy wygraliśmy. To jest mega cieszące dla nas kibiców, ale masz rację, te dwa spotkania były od siebie całkowicie inne. Pierwsze starcie z Wenezuelą - drużyną nieznaną kibicom. Jednak my mieliśmy wszystko wypracowane. Widać było, że dobrze realizowaliśmy zagrywki w ataku. Było skupienie, ale Wenezuelczycy zaskoczyli rzutami za trzy. Z danych skautingowych wynikało, że to nie jest ich mocna strona, ale trafili w krótkim czasie pięć takich rzutów. Trener Taylor wprowadził mocniejszą obronę i wygraliśmy. Pojedynek z Chinami to wielkie emocje. Okazuje się, że wygramy grupę. Na parkiecie było lepiej, gorzej, ale udało się. Dziwne decyzje sędziów - ciężko się na patrzyło, ale udało się wytrzymać presję i za to brawa dla drużyny. Ja bym chyba swoich nerwów nie utrzymał.

Nasz koszykówka potrzebuje takich meczów, bo jednak od lat pozostaje w cieniu. Dawno mecz biało-czerwonych odbił się tak szerokim echem.

Mecz był porywający. Dobrze, że się o tym mówi. Boję się tylko, że będzie to chwilowe i szybko o reprezentacji zapomnimy, a wszystko ucichnie. Chciałbym, żeby coś się ruszyło. To jednak zależy nie tylko od koszykarzy. Także od mediów. Przed mistrzostwami mało było informacji. Rozmawiałem ze znajomymi w ostatnim czasie. Poruszałem temat mistrzostw i mało kto wiedział, że na nich zagramy. Teraz sensacyjne zwycięstwo przeciwko gospodarzom od razu pozwoliło na rozgłos.

Mike Taylor też pokazuje na tym turnieju duży kunszt. Reaguje umiejętnie na wydarzenia na parkiecie. Dobrze rozpracował obu rywali, z którymi na razie graliśmy.

Mike od kilku lat wprowadza u nas swoją filozofię. Były momenty, gdy chciano go zwolnić. Na szczęście został na stanowisku i odpłacił się wynikami. Wywalczył awans i widać, że dobrze przygotował drużynę. Przegrywaliśmy sparingi przed mistrzostwami. Było dużo rotacji w składzie, testowanie różnych rozwiązań. Dzięki temu teraz na parkiet wchodzi młody Balcerowski i rzuca za trzy, ma przechwyt. Wchodzi Olejniczak na krótki czas, ale dobija piłkę, zdobywa ważne punkty. Trener daje kredyt zaufania młodym i oni mu odpłacają. Wszyscy podkreślają, że liczy się drużyna. Bardzo mi się podobało zachowanie Mateusza Ponitki po meczu z Wenezuelą. Został spytany o statuetkę, którą trzymał dla najlepszego zawodnika meczu. On ją odłożył. Powiedział, że liczy się wynik. Nikt nie patrzy na swoje występy tylko na sukces całej grupy. W tym jest siła.

My jednak patrzymy na statystyki. Zresztą w koszykówce to przecież coś bardzo ważnego i dla trenerów, i kibiców. Mateusz Ponitka bez kolegów nic by nie zrobił, ale jego liczby z meczu z Chinami wyglądają imponująco: punkty, zbiórki, bloki, przechwyty. Kolektyw też musi mieć kogoś kto się wyróżnia, a u nas takie możliwości ma kilku zawodników.

Indywidualności to choćby Ponitka, Cel, Waczyński, Sokołowski. Każdy z nich może odpalić każdego dnia. Przeciwko Chinom słabiej zagrał akurat Waczyński, ale liczę, że jeszcze odpali, bo grać w koszykówkę przecież potrafi. Tego się nagle nie zapomina.

Kończymy pierwszą fazę meczem z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Jaki to może być pojedynek, biorąc pod uwagę zmęczenie meczem z Chinami? Także psychiczne, bo to był duży ładunek emocji. No i pamiętając, że mamy już zwycięstwo w grupie.

To są Mistrzostwa Świata i to na pewno nie będzie łatwy mecz. Jesteśmy jednak w komfortowej sytuacji. Wychodzimy z grupy z pierwszego miejsca i trener może dać nieco mniej minut na parkiecie liderom drużyny. Dzięki temu ci rezerwowi mogą nabrać pewności siebie. Być może w kolejnych spotkaniach to będzie istotne. Chłopaki zawsze podkreślają, że dla nich liczą się nie mecze, które były, ale które nadchodzą. Nie będzie rozpamiętywania zwycięskiego starcia z Chinami. Będzie koncentracja i walka o trzecie zwycięstwo.

A dalej czekają Rosja i Argentyna. Jak już grać na Mistrzostwach Świata to z ekipami, które się liczą.

Rosja jest moim zdaniem do ugryzienia. Nie przyjechali w najmocniejszym składzie, a na Eurobaskecie w 2015 roku potrafiliśmy ich pokonać. Dlaczego tego nie powtórzyć teraz w Chinach? Nie mogę doczekać się tych kolejnych meczów po wyjściu z grupy. Znowu będą emocje i zaciśnięte kciuki. Oby panowie zrobili niespodziankę i przeszli dalej.

Dla pana jako byłego koszykarza to są wyjątkowe dni?

Oczywiście! To są wielkie emocje i ogromne przeżycie. Jesteśmy na Mistrzostwach Świata po raz drugi w historii. Ten pierwszy występ to rok 1967. Nie było nas wtedy na świecie. Mogliśmy o tym co najwyżej poczytać w prasie czy książkach. Dziś oglądamy jak reprezentacja pisze swoją historię. To coś wyjątkowego. Chciałoby się być na parkiecie i grać tam z nimi, ale fantastycznie kibicuje się też przed telewizorem. 

Opracowanie: