Jeszcze kilka lat temu był czołowym polskim panczenistą, specjalistą od sprinterskich dystansów. Teraz Artur Waś przeszedł z powodzeniem na "drugą stronę". Jest obecnie trenerem działającym w sztabie reprezentacji Polski. Patrykowi Serwańskiemu opowiedział o tym, jak czuł się po zakończeniu kariery i jak przebiegał proces zamiany kariery sportowej na pracę trenerską.
Jak odnalazłeś się po tej drugiej stronie? To był trudny proces czy to, że możesz korzystać z bogatego doświadczenia daje ci dużo frajdy i wszystko poszło lekko?
Trudnym procesem był okres, gdy skończyłem trenować i kolejny rok. Nie wiedziałem, co dalej robić. Jakoś nie byłem do tego przygotowany. Moja sportowa kariera skończyła się dość raptownie i nie wszystko zdążyłem zaplanować. Szczerze mówiąc byłem trochę rozżalony, że nie zakończyłem kariery tak, jak chciałem. Obraziłem się na łyżwy. To był rok pandemiczny i nie udało mi się odnaleźć w jakiejś innej dziedzinie. Dostałem propozycję od związku, by brać udział w programie "Super trener". Początkowo miałem wątpliwości, nie wiedziałem czy chcę, czy wszystkie emocje już opadły. Okazało się, że od początku świetnie się odnalazłem. Mam w sobie dużo energii i inspiruje mnie pomaganie doskonalenie umiejętności innych. Muszę przyznać, że odnalazłem się w tym dość dobrze i dość szybko.
Czy jakimś problemem w takim szybkim przejściu z kariery zawodniczej do trenerskiej nie są czasami własne niespełnione ambicje? Coś jak w przypadku rodzica, który przerzuca na dziecko jakieś własne oczekiwania?
Ja to troszkę inaczej widzę. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jako zawodnik jestem spełniony. Ok, nie udało mi się zdobyć medalu mistrzowskiej imprezy, ale miałem kilka bardzo dobrych występów, wiem, co to jest za uczucie wygrać. Nie mam czegoś takiego, że potrzebuję medalu u zawodników. Mam za to potrzebę motywowania ich. Znam swoją historię i mogę im powiedzieć, że skoro mi się udało, to może też udać się im. Nie jestem łatwym trenerem, lubię dokręcić śrubę. Ale to dlatego, że wiem, ile może dać przełamanie własnych barier. Widzę często u zawodników, że nie są pewni, świadomi swoich własnych możliwości.
Gdy pojawia się rekord życiowy to jest radość u trenera?
Oczywiście! Każdy życiowy występ, rezultat jest takim znakiem, że idziemy w dobrym kierunku, poprawiamy się. Czasami u zawodników widać wtedy zaskoczenie. Nie sądzili, że mogą coś takiego zrobić w tak krótkim czasie. To jest proces rozwojowy. A jeśli mamy czołowe wyniki na arenie międzynarodowej satysfakcja jest jeszcze większa.
Twoja kariera w dużej mierze przypadła na trudny okres polskiego łyżwiarstwa. Czyli okres oczekiwania na dobre warunki treningowe, budowę krytego toru. Teraz rozmawiamy na Arenie Lodowej w Tomaszowie Mazowieckim. Warunki do pracy na najwyższym poziomie. Zastanawiam się, czy widzisz, że ten obiekt przynosi efekty w postaci np. większej liczby dzieciaków trafiających na zajęcia łyżwiarskie?
Zdecydowanie widzę te efekty. Przychodzi coraz więcej ludzi. Nadal jednak potrzebujemy więcej. Bezwzględnie tor w Tomaszowie robi robotę, ale czekamy na tor, który buduje się w Zakopanem. Mając dwa takie obiekty będziemy mogli mówić o naprawdę dobrej bazie zawodników. To powinno podnieść poziom krajowej rywalizacji. Na to wpłynie konkurencja.
Co ważne w przypadku Zakopanego - chodzi o geograficzne położenie toru. Odpowiednia wysokość powoduje, że to będzie jeden z szybszych torów w Europie.
Jest potencjał na to, by to był szybki tor. W Inzell tor jest na podobnej wysokości i przy dobrych warunkach atmosferycznych w środku hali lód jest bardzo szybki. Potrzebna jest odpowiednia temperatura, niska wilgotność. Do tego wysokość nad poziomem morza. To wszystko może spowodować, że w Zakopanem będzie można notować dobre czasy.
W hali w Tomaszowie mieliśmy chyba 11-12 stopni. Teraz rozmawiamy sobie na słońcu. Zastanawiam się czy nawet z perspektywy wieloletniej kariery łatwo się do takich różnic temperatur przyzwyczaić? Na zewnątrz mamy pewnie kilkanaście stopni więcej.
Rzeczywiście ta temperatura w środku nie była idealna. Lepsze byłoby ok. 14 stopni. W takich warunkach ciało lepiej wykonuje wszystkie ruchy a wiadomo, że technika łyżwiarska jest dość trudna. Myślę, że mogłoby być troszkę cieplej. Ale generalnie do tych warunków nie da się przyzwyczaić. Jest pewna temperatura czy wilgotność do której ciężko przywyknąć. Wtedy z minuty na minutę jakość treningu spada. Jeśli mamy te 14 stopni to można wykonać trening od początku do końca na odpowiedniej jakości. Przy niższych temperaturach trzeba liczyć się z tym, że jakość pracy na treningu spada.