"Rozwiewam wszelkie wątpliwości: nie kończę kariery" - powiedziała dziś mistrzyni olimpijska Aleksandra Mirosław. Medalistka właśnie otrzymała odznaczenie od marszałka województwa lubelskiego.
Igrzyska olimpijskie w Paryżu zamknęły pewien bardzo intensywny, długi, wymagający czas, ale to nie znaczy, że nie da się zrobić czegoś więcej. Tytułów nigdy za mało - powiedziała Mirosław podczas piątkowej konferencji prasowej w Lublinie. Przyznała, że w sporcie zawsze są wyzwania, zawsze znajdzie się coś nowego.
Mogę nazwać się sportowcem kompletnym, bo mam wszystkie tytuły - od mistrza Polski, poprzez mistrzostwo Europy, świata i olimpijskie. Jeszcze mam trochę do zrobienia, powoli wyznaczamy cele na przyszłe sezony. Rozwiewam wszelkie wątpliwości: nie kończę kariery - zastrzegła.
Aleksandra Mirosław ma poczucie, że na igrzyskach "zrobiła coś wielkiego", ale nie miała jeszcze czasu na przemyślenia. Lubi wracać do zdjęć i filmików z Paryża. Chciałoby się, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zwłaszcza ten moment stania na podium, słuchania Mazurka Dąbrowskiego - stwierdziła medalistka.
Według Mirosław na igrzyskach była szansa osiągnąć wynik poniżej 6 s, ale nie było takiej potrzeby. Biegałam tyle, żeby wygrać. Skupiałam się na sobie, na biegach, a nie czasie, jaki mam uzyskać. To zaprocentowało złotym medalem - powiedziała.
Dwa tygodnie po igrzyskach były dla niej bardzo intensywne. Powoli zaczyna do mnie docierać to co się wydarzyło i bardzo cenię sobie chwile w ciszy, spokoju, samotności, gdy spędzam czas z Mateuszem, z Lokim, czyli moim psem. Jesteśmy sobie we trójkę i żyjemy normalnym życiem - powiedziała Mirosław.
Zapytana o emocje towarzyszące sportowcom na olimpiadzie stwierdziła, że "presja to przywilej".
Presję mają ci najlepsi, dla mnie to było ogromne wyróżnienie, że jestem stawiana w gronie najlepszych z najlepszych - powiedziała. W przygotowaniach pomagało jej wyciszenie się, skupienie na pracy i ograniczenie dostępu do mediów.
Jak przyznała, zainteresowanie kibiców jest dla niej bardzo miłe, ale nie zawsze jest w stanie znaleźć czas na wspólne zdjęcie i autograf. Staram się znaleźć te możliwości. Mnie to ogromnie cieszy, że wspinanie staje się popularne, że ta moja twarz jest coraz bardziej rozpoznawalna - powiedziała. Nie ma sportu bez kibiców. Kibice są ważni i zawsze staram się być dla nich, być otwarta na spotkania - dodała Mirosław.
Jej zdaniem Lublin ma szansę stać się centrum rozwoju wspinaczki sportowej. To jest fantastyczny sport dla dzieciaków. Myślę, że potencjał mamy ogromny i mój sukces, promocja wspinania, wyjście do dzieciaków, pokazanie, że wspinanie to nie tylko rekreacja, ale też sport, to właśnie to, w jakim kierunku powinniśmy iść - stwierdziła.
Zauważyła, że odkąd zaczęła karierę wspinaczkową warunki do trenowania tej dyscypliny poprawiły się. Jak przypomniała, do 25. roku życia łączyła treningi z pracą i studiami.
Szłam na szóstą rano na trening, potem pięć, sześć, siedem godzin do pracy, potem na drugi trening, a trzeba było się zregenerować albo nauczyć do kolokwium - przyznała Mirosław. Nie był to łatwy okres, ale jestem za niego niezwykle wdzięczna, bo dzięki temu doceniam to miejsce, w którym jestem aktualnie - dodała.
Marszałek województwa lubelskiego Jarosław Stawiarski wręczył mistrzyni medal okolicznościowy i zapowiedział 150 tys. zł nagrody.
W niedługim czasie taki czek zostanie wręczony - dodał. Wyjaśnił, że zarząd województwa od kilku lat dofinansowuje przygotowania Mirosław do zawodów.
Stawiarski przypomniał, że lubelscy sportowcy zdobyli w Paryżu łącznie trzy medale. Srebrne przywieźli: pięściarka Julia Szeremeta i siatkarz Wilfredo Leon. Jak zauważył, ostatni złoty medal z igrzysk przywiózł na Lubelszczyznę w 1976 roku siatkarz Tomasz Wójtowicz.
Aleksandra Mirosław, zawodniczka Klubu Wspinaczkowego Kotłownia Lublin, w Paryżu uzyskała czas 6,10 s i pokonała Chinkę Lijuan Deng (6,18) Wcześniej podczas kwalifikacji dwukrotnie biła własny rekord globu, który teraz wynosi 6,06.