Ratownicy tatrzańscy mówią, że to był wyjątkowo spokojny długi weekend majowy. Przynajmniej w porównaniu z kilkoma poprzednimi. W naszej części Tatr nie doszło do żadnego poważnego wypadku.
Jak informuje ratownik dyżurny TOPR Piotr Konopka, ratownicy w miniony weekend majowy mieli ok. 20 interwencji.
11 przypadków wymagało użycia naszego transportu - ewakuowaliśmy turystów z gór. Całą resztę udało się albo uratować zdalnie, przez telefon, naprowadziwszy na właściwe zejścia, albo rozeszło się to po kościach, bo np. turyści zmęczeni, przy pomocy innych osób, docierali do schronisk i tam zostawali na noc. Obywało się bez naszych interwencji - tłumaczy.
Jakie najczęściej problemy mieli turyści? Górowały utknięcia i blokady psychomotoryczne. Wiązało się to m.in. z koniecznością naszej pomocy i ewakuacji czy asystowania turystom, którzy samodzielnie nie potrafili wydostać się z danego miejsca. Na szczęście jednak wiele z tych przypadków udało się rozwiązać zdalnie. (...) Na drugim miejscu były kontuzje, dość typowe chyba o tej porze roku, czyli poślizgnięcia i skręcenia, złamania, uszkodzenia stawów - dodaje.
Jak zauważa Piotr Konopka, turyści w sporej części okazywali się zupełnie nieprzygotowywani do warunków w Tatrach. Chociaż widzialność była znakomita przez pierwsze dwa dni i widać było z dołu, że w górach leży śnieg, to jakoś ludzie nie brali sobie tego na poważnie i z ekwipunkiem kompletnie letnim wyruszali na szlaki, które były przykryte śniegiem - mówi ratownik.