Z Wielkim Tygodniem na Podhalu związanych było wiele zwyczajów i obrzędów, które często są już zapomniane. Wiele z nich ma korzenie jeszcze przedchrześcijańskie, ale zostały wpasowane w katolicką tradycję. O najciekawszych z nich opowiada znany podhalański muzyk Krzysztof Trebunia-Tutka.
Z Wielkim Czwartkiem, Piątkiem i Sobotą związane są konkretne katolickie obrzędy, które są czasem połączone z rytuałami przedchrześcijańskimi. Dzisiaj mają one jednak inną interpretację i są nasycone treścią religii katolickiej - tłumaczy Krzysztof Trebunia-Tutka.
Dniem konkretnych obrzędów jest Wielki Czwartek. - Wtedy milkną dzwony i używa się jedynie drewnianych kołatek. Panuje cisza, do tego stopnia, że trzeba uważać, by nie trzasnąć drzwiami - opowiadał muzyk.
Tego dnia, kobiety w dawnych czasach piekły już świąteczne ciasta i oblepionymi ciastem dłońmi smarowały drzewa, by te lepiej rodziły. Same ciasta były przeważnie proste. To głównie drożdżowe baby, ale ich przygotowanie również wymagało wiedzy.
Gazdowie obwiązywali później drzewa powrósłami (wiązkami skręconych źdźbeł trawy lub zboża). To również gest obrzędowy, który miał zapewnić większe zbiory. Na wieczór udawano się do kościołów. W święto kapłanów, pobożne kobiety chodziły pomodlić się za proboszcza i czasem, oczywiście wyspowiadać się z grzechów, by później móc wykonywać swoje świąteczne obowiązki już z czystym sercem.