Nie da się zrozumieć tragedii w Drobinie, jeśli nie zna się sytuacji w diecezji płockiej w ciągu ostatnich trzydziestu lat - powiedział na antenie Radia RMF24 ks. prof. Andrzej Kobyliński. Duchowny ten związany jest tajemnicą służbową, dlatego nie chce i nie może ujawniać szczegółów. Uważna kwerenda źródłowa naszego dziennikarza rzuca jednak światło na tę sprawę.

REKLAMA

Żeby zrozumieć tę tragedię odrobinę, trzeba powrócić do lat 90., do tego, co się działo w tamtym czasie w diecezji płockiej, do różnych złych rzeczy. Być może jest potrzebna jakaś oddzielna komisja watykańska, żeby przebadać diecezję płocką na przestrzeni ostatnich 30 lat. Dopiero wówczas będzie można lepiej zrozumieć to, dlaczego doszło do Sodomy i Gomory w Drobinie - mówił w Radiu RMF 24 ks. prof. Andrzej Kobyliński.

On sam nie chciał podać szczegółów, ale źródła pozwolą nam zrozumieć, o czym mówi duchowny. Wiedza, jaką mamy na temat tej diecezji, pozwala jasno stwierdzić, że skandal w parafii w Drobinie, gdzie na plebanii, w mieszkaniu ponad 40-letniego wikariusza znaleziono zwłoki 29-letniego mężczyzny, nie jest pierwszym, jaki dotknął tę diecezję.

Już kilkanaście lat temu media informowały o gigantycznym skandalu, do jakiego doszło w tej diecezji za czasów zarządzania nią przez biskupa Stanisława Wielgusa i biskupa Zygmunta Kamińskiego. W 2007 roku "Rzeczpospolita" informowała o tym, że "co najmniej kilku księży wykorzystało zaufanie swoich nieletnich podopiecznych, żeby najpierw zbliżyć się do chłopców, a potem wykorzystać ich seksualnie".

Mechanizm ich działania, opisany przez Agnieszkę Rybak w tekście "Zgorszenie w diecezji płockiej", był nieodmiennie podobny. "Ofiary molestowania w większości pochodzą z patologicznych rodzin. Często mieli dobre relacje z księżmi we własnych parafiach i sami przymierzali się do kapłaństwa. Wiedząc o tym, duchowni stopniowo przechodzili z nimi na kolejne etapy poufałości. Podczas wyjazdów, wycieczek, korzystając z niecodziennych warunków, pewnej swobody, często proponowali alkohol. Odurzonych podopiecznych wykorzystywali seksualnie" - opisywano tę sprawę.

Sprawa księdza K.

Wśród oskarżonych wówczas znajdował się również duchowny określany mianem księdza K. O tym, że ten - w latach 90. XX wieku - prefekt ds. wychowawczych WSD w Płocku budował wokół siebie sieć powiązań homoseksualnych, także dokonując nadużyć wobec zależnych od siebie kleryków, władze diecezji i część z duchowieństwa diecezjalnego wiedziały przynajmniej od połowy lat 90. W 1996 roku, gdy nie dało się już tego ignorować i obawiając się skandalu, usunięto go z zajmowanej funkcji w WSD.

Tyle, że to nie oznaczało pozbawienia go wykładów w WSD, które nadal prowadził. Dodatkowo biskup powierzył mu więcej zajęć i zadania wychowawcze w Niższym Seminarium Duchownym. Duchowny ten - w tym czasie - nie tylko miał kontakt z dziećmi, ale także pełnił funkcję sekretarza krajowego Papieskiej Unii Misyjnej odpowiedzialnego za opiekę nad dziećmi i młodzieżą. I dopiero kolejne informacje, i rozlewanie się skandalu doprowadziło do jego usunięcia także z Niższego Seminarium Duchownego i z wykładów w WSD w 2001 roku.

Nie oznaczało to jednak surowych kar dla duchownego, bowiem został on na nieco ponad rok przeniesiony do Niemiec, a później wrócił do diecezji i do pracy misyjnej. I dopiero w 2007 roku został - po ujawnieniu sprawy przez "Rzeczpospolitą" - suspendowany, czyli zawieszony. Wraz z nim suspendowano także innych duchownych oskarżonych o podobne nadużycia, w tym diecezjalnego duszpasterza ds. służby liturgicznej (czyli ministrantów) i diecezjalnego duszpasterza harcerzy. Ostatecznie tylko wobec dwóch z kilkunastu oskarżonych (także w zgłoszonych później sprawach) - co wynika z opublikowanego przez diecezję w 2021 roku raportu - duchownych zostało wydalonych z kapłaństwa.

Ksiądz K. pozostał duchownym i w kolejnych latach nadal pełnił funkcje kapłańskie, także zajmując się dziećmi, organizując dla nich kolonie.

W 2009 roku duchowny ten, choć trwało wobec niego postępowanie w Watykanie, został czasowo - za zgodą ówczesnego ordynariusza płockiego biskupa Piotra Libery - przeniesiony do Mołdawii, gdzie... zajmował się dziećmi, także organizując dla nich wyjazdy do Polski. "Przez jakiś czas miał pewne komplikacje związane z wypełnianiem swoich obowiązków kapłańskich i za zgodą władzy kościelnej pracował wówczas na terenie Mołdawii" - stwierdzono w jego oficjalnym pożegnaniu, w ten sposób podsumowując trwający przez lata skandal z jego udziałem.

Sprawa skandalu w Drobinie

Co to wszystko ma wspólnego ze sprawą z Drobina? Odpowiedź jest dość oczywista. Duchowny, w którego mieszkaniu odnaleziono zwłoki, był uczniem Niższego Seminarium Duchownego (1997-2001), gdy uczył tam ksiądz K.

Czy ma to związek ze sprawą? Jaki wpływ na ucznia Niższego Seminarium Duchownego mógł mieć nauczyciel, o którym wiadomo, że dopuszczał się nadużyć wobec małoletnich? To powinna ocenić watykańska komisja. Ona także powinna zająć się ustaleniem odpowiedzialnych za to, że choć wiedza na temat nadużyć księdza K. docierała do kurii i osobiście do biskupa Zygmunta Kamińskiego i biskupa Stanisława Wielgusa, to nie podejmowali oni adekwatnych działań.

Trzeba także zbadać co jego biskupi pomocniczy i wysocy urzędnicy kurii robili z tą sprawą. Ważnym jest również sprawdzenie, czy w płockim Niższym Seminarium Duchownym dochodziło do nadużyć. Dlaczego? Bo badania amerykańskie i australijskie pokazują, że niestety właśnie niższe seminaria duchowne były często miejscami, gdzie dochodziło do masowego wykorzystywania seksualnego chłopców.

Istotnym wydaje się również zbadanie, czy i w jakim stopniu kolejni ordynariusze płoccy oczyścili sytuację, ukarali odpowiedzialnych za ukrywanie przestępstw i budowanie nieformalnych struktur, których celem było ukrywanie nadużyć i przestępstw seksualnych.

Czy jest to w stanie zrobić sama diecezja płocka? Jej ordynariuszem jest od niedawna pochodzący z archidiecezji poznańskiej biskup Szymon Stułkowski, a biskupem pomocniczym odgrywającym pozytywną rolę - jeszcze jako ksiądz - w roku 2007 biskup Mirosław Milewski.

Kłopot polega tylko na tym, że badanie to musieliby przeprowadzać duchowni z diecezji płockiej, a to znaczy, że byliby sędziami we własnej sprawie. I dlatego w kwestii oceny wydarzeń w Drobinie potrzebny jest zewnętrzny raport ekspertów lub raport watykański.