W poniedziałek odbyło się przesłuchanie policjanta, który w sobotę podczas interwencji na warszawskiej Pradze postrzelił drugiego funkcjonariusza. 34-latek zmarł w szpitalu. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła już śledztwo dotyczące przekroczenia uprawnień przez policjanta i spowodowania ciężkich obrażeń ciała, w wyniku których zmarł człowiek.
Do tragicznej w skutkach interwencji doszło w sobotnie popołudnie na warszawskiej Pradze Północ na ul. Inżynierskiej. Dwa patrole policji interweniowały w sprawie uzbrojonego w maczetę mężczyzny. Jeden z policjantów użył broni służbowej. Postrzelił drugiego funkcjonariusza. 34-latek został ranny. Zmarł w szpitalu. Osierocił dwoje dzieci. W policji pracował od 9 lat.
W niedzielę rzeczniczka prasowa Komendanta Głównego Policji insp. Katarzyna Nowak poinformowała, że 21-letni policjant, z którego broni padł strzał, służbę pełnił od ponad roku, ukończył niezbędne szkolenie i pozytywnie zdał egzaminy.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Norbert Woliński przekazał, że prokuratorzy zapoznali się już z materiałem dowodowym. Przeanalizowali nagrania z kamer oraz przesłuchali naocznych świadków zdarzenia.
Z uwagi na dobro śledztwa prok. Woliński nie przekazał więcej informacji. Jak zaznaczył, jest to bardzo wczesny etap i nie może ujawniać szczegółów.
W tej chwili trwają czynności z udziałem tego funkcjonariusza, jeśli się zakończą w ciągu najbliższego czas, to jest szansa, że będę mógł przekazać informacje co do dalszych czynności podejmowanych w tym śledztwie - powiedział prokurator.
Prokurator Woliński przekazał też, że do sądu zostanie skierowany wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny, do którego w sobotę został wezwany policyjny patrol. Ma to związek z postępowaniem, które toczyło się już wcześniej wobec niego.
Jest on podejrzany łącznie o sześć przestępstw, w tym kierowanie gróźb karalnych, posiadanie narkotyków oraz spowodowanie obrażeń ciała.
Dzisiaj prokurator skieruje wniosek o tymczasowe aresztowanie go - powiedział rzecznik.
Już w sobotę w rozmowach z dziennikarką RMF FM Magdaleną Grajnert okoliczni mieszkańcy mowili, że ten mężczyzna był wcześniej niebezpieczny. Często była wzywana do niego policja.