110 kilogramów marihuany przejęli policjanci na warszawskim Mokotowie. Co ciekawe, nie była to specjalna akcja wymierzona w handlarzy narkotyków, a ta pokaźna partia środków odurzających wpadła w ręce funkcjonariuszy przypadkowo - podczas patrolu.

REKLAMA

Policyjny patrol natknął się na trzech podejrzanie zachowujących się mężczyzn, stojących na parkingu jednego z centrów handlowych. Żywo gestykulowali, wyglądali na mocno pobudzonych i czymś zaaferowanych.

Funkcjonariusze zaczęli obserwować ich z ukrycia. Po chwili dwóch mężczyzn odeszło, więc policjanci postanowili wylegitymować trzeciego. Ten - na widok patrolu - bardzo się przestraszył.

"Był przerażony i blady. Na początku nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, tylko powtarzał jak mantrę: 'Nie wierzę, to się nie dzieje naprawdę'" - relacjonowali policjanci. Jak się okazało - był poszukiwany listem gończym.

Miał przy sobie klucze do dostawczego peugeota, który stał zaparkowany nieopodal. W części bagażowej pojazdu mundurowi natrafili na wielkie torby wypełnione roślinnym suszem.

Błyskawicznie zdecydowano o zatrzymaniu pozostałych mężczyzn. Wszyscy usłyszeli zarzuty handlu narkotykami na dużą skalę.

Grozi za to 12 lat więzienia.