Cztery 3-tygodniowe sokoły, które wykluły się w gnieździe na 45. piętrze Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, zostały dziś zaobrączkowane. To kolejne pokolenie skrzydlatych mieszkańców najbardziej charakterystycznego budynku w stolicy.
Sokola rodzina zamieszkuje tzw. chiński daszek pałacu od ponad dwóch dekad. Dba o nie stowarzyszenie "Sokół", które monitoruje ich migrację, codzienne życie i od lat przywraca ten gatunek polskiej naturze.
Obrączkowanie ptaków ma ogromne znaczenie w późniejszym monitoringu ich dalszego życia. Konkretny numer nadawany każdemu osobnikowi umożliwia jego identyfikację i odpowiedź na pytanie dotyczące np. przebytej przez niego podróży. To istotne w przypadku ustalenia miejsca pochodzenia ptaków lęgowych, które ornitolodzy znajdują w gniazdach.
Zaczynaliśmy kiedyś praktycznie od zera, bo sokół wędrowny w Polsce wyginął w latach 50. Żeby go przywrócić naturze w ciągu ponad 30 lat wypuściliśmy z hodowli prawie 1,5 tys. ptaków. Żeby wiedzieć, jakie to przynosi efekty i co się dzieje z ptakami obrączkujemy je - wyjaśnia szef stowarzyszenia "Sokół" Sławomir Sielicki.
W gnieździe na ostatniej kondygnacji Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie sokoły mieszkają od 26 lat. To w tym miejscu odbyła się pierwsza próba lęgu tych ptaków w Polsce. Mimo że samica złożyła wtedy jaja w tutejszym gnieździe - ostatecznie okazała się nieudana.
Kolejne lata przyniosły już jednak kolejne udane lęgi. Pierwsza para sokolich rodziców zamieszkujących gniazdo nosiła imiona Wars i Sawa. Co ciekawe, ptasie mieszkanie pod tzw. chińskim daszkiem, powyżej którego jest już tylko pałacowa iglica - zostało uwite przypadkowo. Było to możliwe dzięki otwartemu okienku, które na tej kondygnacji pozostawiła jedna z ekip remontowych. Do pomieszczenia krótko potem weszły sokoły, a ornitolodzy wsparli je umiejscowioną tam skrzynią, która ostatecznie stała się gniazdem.
Za blisko trzy tygodnie zaobrączkowane dziś sokoły podejmą pierwsze próby lotów. Jeśli wszystko idzie dobrze i czują siłę w skrzydłach, to najpierw wykonują lekkie podskoki, podfrunięcia, które stają się coraz dłuższe. Następnie jak już się odważą i wiatr ich nie zwieje, to wykonują pierwsze dłuższe loty i potem lądują. Zdarza się jednak, że te pierwsze loty są nieudane i ptaki lądują wtedy na niższych kondygnacjach, czy na sąsiednich budynkach albo nawet na ulicy. To się na szczęście rzadko zdarza, ale jeśli się zdarza - czujni warszawiacy na szczęście to zgłaszają i wtedy można zabrać takiego sokoła i wwieźć z powrotem na pałac - tłumaczy szef stowarzyszenia "Sokół" Sławomir Sielicki.