Na polskim wybrzeżu, gdzie rybołówstwo od wieków jest tradycją i głównym utrzymaniem wielu rodzin, dziś panuje kryzys. Rybacy z Helu i Kuźnicy mówią zgodnie: "Wypływamy w morze, wystawiamy siatki, z których i tak nic nie przywozimy". Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele.
Flądry, trocie, śledzie to są jeszcze te jedyne ryby, które zostały - mówi z troską pan Zenon.
Wigilia to czas, kiedy na polskich stołach królują ryby. Jedną z takich tradycji jest przygotowanie polewki z węgorza, dania, które niegdyś było nieodłącznym elementem wigilijnej wieczerzy.
Kiedyś w ogóle była taka tradycja, że na stół wigilijny robiło się polewkę z węgorza. Węgorz był złowiony w żakach na jesień. W październiku, w listopadzie zasolony na dwa miesiące. Na Wigilię był wyjmowany z soli. Cięło się na plasterki, dzwoneczki długiego węgorza. Moczyło się. Wodę trzeba było zmieniać i potem się gotowało tę polewkę - opowiada z nostalgią pan Zenon. Tak jak w Polsce tradycją jest karp. Tak rybacy mieli węgorza - dodaje.
Współczesne metody połowu ryb pozwalają na wyławianie ich na masową skalę, co w konsekwencji prowadzi do drastycznego zmniejszenia ich populacji.
Przez cały tydzień łowiliśmy i złowiłem dwie sztuki ryby - przyznaje w rozmowie z reporterem RMF FM pan Benek, rybak z Helu, podsumowując, że zarobił może dwa złote, a wydał chyba z półtora tysiąca na paliwo.
Problem nie dotyczy tylko Helu. W Kuźnicy pan Zenon, również rybak, opowiada o podobnych trudnościach. Te, które zostały, łowimy na żaki i na siatki - przyznaje, zaznaczając, że na wigilijnym stole coraz trudniej o tradycyjne ryby, które kiedyś były jego codziennym połowem.
Jednak to nie tylko rybołówstwo paszowe jest przyczyną problemów. Wszystko zjadają foki. Foki płyną za nami, wystawiamy siatki. Ryba nam się zapląta w siatki, zaraz foka podchodzi jak do stołu szwedzkiego i wszystko nam zjada, wracamy tylko z głowami od ryb - mówi pan Zenon, wskazując na kolejnego "wroga" rybaków. Foki, których populacja na Bałtyku znacząco wzrosła, skutecznie konkurują z rybakami o te same zasoby rybne.
Rybak z Kuźnicy wspomina też o tradycjach i potrawach, które kiedyś były nieodłącznym elementem życia przybrzeżnych społeczności.
Na stół wigilijny robiła się polewka z węgorza - wspomina, z nostalgią mówiąc o czasach, kiedy ryby były obfite i łatwo dostępne.
Rybak z Helu, pan Benek, wskazuje na rozwiązanie systemowe problemu.
Trzeba było się oddalić od linii brzegowej, tak jak jest wszędzie na całym świecie, co najmniej 12 mil od brzegu i żeby odrodziło się populacja ryby - dodaje.
Podkreśla, że w dobrych czasach na pokładzie pracowało 5 osób i wszyscy mieli z czego żyć. Teraz jednak, kiedy ryby są coraz rzadsze, a konkurencja ze strony fok i wielkich trawlerów paszowych rośnie, tradycyjne rybołówstwo stoi na krawędzi przetrwania.