Trwa proces w sprawie tragicznej śmierci pięciu 15-latek w escape roomie "To Nie Pokój" w Koszalinie. Dziś przed sądem zeznawała księgowa firmy prowadzącej escape room.

Do tragedii w escape roomie "To Nie Pokój" w Koszalinie doszło 4 stycznia 2019 roku. Zginęło wówczas pięć 15-letnich przyjaciółek, uczennic klasy trzeciej gimnazjum, które świętowały w pokoju zagadek urodziny jednej z nich.

Proces w tej sprawie rozpoczął się 14 grudnia 2021 roku.

W sprawie oskarżone są cztery osoby: organizator escape roomu, wynajmujący lokal 32-letni Miłosz S. z Poznania, jego 77-letnia babcia Małgorzata W., która rejestrowała działalność, jego 57-letnia matka Beata W., która współprowadziła działalność oraz 30-letni Radosław D., pracownik escape roomu, zatrudniony kilka tygodni przed pożarem. Wszyscy mają przedstawione tożsame zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt.

Grozi im do 8 lat więzienia.

Zeznania księgowej

W czwartek w formule wideokonferencji przed Sądem Rejonowym w Koszalinie zeznawali kolejni świadkowie. Jedną z nich była księgowa, która rozliczała firmę Miłosza S. i za jego namową zaczęła także prowadzić księgowość dla firmy Małgorzaty W. "To Nie Pokój". Swoje zeznania podtrzymała w czwartek w Sądzie Rejonowym Poznań Nowe Miasto, z którego prowadzona była wideokonferencja.

"Nie byłam tam nigdy. Wydaje mi się, że pan Miłosz jest w niej pełnomocnikiem, to on dostarcza dokumenty do rozliczeń. Z tego, co wiem to firma mieści się tylko w Koszalinie" - mówiła księgowa podczas jedynego przesłuchania 5 stycznia 2019 r. w KMP w Poznaniu w śledztwie. 

Przyznała, że znała Miłosza S., a z Małgorzatą W. nie miała kontaktu. "Nie pamiętam, czy w ogóle spotkałam się i rozmawiałam z Małgorzatą W." - powiedziała świadek dopytywana przez sędzię Sylwię Dorau-Cichoń.

Jak podaje PAP, w sądzie mówiła, że o tragicznym pożarze dowiedziała się z mediów, co było sprzeczne z jej zeznaniami w śledztwie, gdy przyznała, iż o tym zdarzeniu dowiedziała się od Miłosza S. "To przed policją było prawdą, przez te lata mogłam o tym zapomnieć" - tłumaczyła się w sądzie.

Przekonywała, że nie pamięta treści rozmowy z Miłoszem S. Wskazywała, że prawdopodobnie odbywała się telefonicznie. Z kolei w śledztwie przyznała, że Miłosz S. wysłał jej maila, że potrzebuje faktury na piecyki gazowe i gaśnice. W sądzie nie potrafiła sobie przypomnieć, czy w tej wiadomości były poruszane też inne kwestie przez Miłosza S.

Ponadto w śledztwie księgowa mówiła, że nie posiada umowy, z której wynikałoby, że Miłosz S. "był w jakiś sposób zatrudniony w firmie w Koszalinie". Nie potwierdziła także posiadania dokumentacji zakupu piecyków do "To Nie Pokój" oraz tych dotyczących przeprowadzonych szkoleń pracownika tam zatrudnionego. Dodała natomiast, że miała umowę zlecenia zawartą między Radosławem D. a Miłoszem Sz. Nie zdążyła nawet dokonać z jej tytułu jednej wypłaty.

W sądzie świadek potwierdziła, że dokumenty firmy "To Nie Pokój", które zabezpieczyła policja, sama dostarczyła. "Potem policja ze mną pojechała do biura i zrobiła przeszukanie. Wtedy już raczej nic nie zabrali" - przekazała.

Czwartkowa rozprawa była pierwszą przeprowadzoną po 23 maja 2023 roku. W październiku zaplanowany jest kolejny termin, na listopad są dwa. Wówczas proces miałby wejść w fazę słuchania biegłych, którzy sporządzali opinie do sprawy.

Wątek dotyczący działania służb medycznych i straży pożarnej został wyłączony w postępowaniu przygotowawczym do odrębnego śledztwa, które prowadzi Prokuratura Okręgowa w Koszalinie.