"Boimy się, żeby wina za katastrofę w kopalni Pniówek nie została zrzucona na nas" - mówią anonimowo RMF FM górnicy z tej kopalni. Prawie dwa lata temu w wybuchu metanu zginęło tam 16 osób. Dotąd prokuratura postawiła w śledztwie zarzuty 14 osobom. Chodzi o fałszowanie dokumentów i wpisywanie zaniżonych stężeń metanu. Śledczy zaznaczają jednak, że stawiane do tej pory zarzuty nie dotyczą bezpośrednio samej katastrofy.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Dziennikarz RMF FM Marcin Buczek spotkał się z górnikami z kopalni Pniówek. W rozmowie przyznali, że wpisywali w dokumenty fałszywe, zaniżone dane.
Pytani, dlaczego to robili, odpowiadali, że bali się ewentualnego zwolnienia, mniejszych pensji czy zmiany zakładu pracy. Przyznali także, że były naciski ze strony przełożonych.
Mieliśmy zaniżać wartości metanu, który mierzyliśmy. Prawdziwe odczyty dostawał dozór kopalniany normalnie na brudno. W dokumentach wpisywaliśmy fałszywe wyniki - opisywał nam anonimowo jeden z górników. Jak tłumaczył, chodziło o to, by utrzymać ciąg technologiczny, aby wydobycie było na właściwym poziomie.
Dopiero po wypadku - jak przyznają nasi rozmówcy - wraz z pierwszymi wezwaniami i przesłuchaniami zaczęli o tym między sobą rozmawiać.
Przedstawiciele Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która jest właścicielem kopalni Pniówek, informują, że przed katastrofą nie wpłynęła do nich żadna skarga związana z ewentualnymi naciskami pracowników dozoru. Górnicy również przyznają, że bojąc się szykan, nie zgłaszali tego problemu.
Kilka miesięcy po wypadku - inna sprawa dotycząca fałszowania odczytów w tej kopalni - zakończyła się surowym ukaraniem pracownika.
W kopalni wydaje się około 1 500 urządzeń do pomiarów metanu na dobę.
Prokuratura zaznacza, że śledztwo ws. katastrofy trwa. Analizowane są kolejne dokumenty. Śledczy nie wykluczają postawienia zarzutów następnym osobom. Nie ujawniają jednak, kogo ewentualnie mogą one dotyczyć.
Lista podejrzanych w tym postępowaniu liczy 14 osób. Zarzuty pierwszym czterem osobom postawiono na początku grudnia ubiegłego roku. Usłyszeli je wówczas czterej pracownicy zatrudnieni w Pniówku jako metaniarze-pomiarowcy. Chodziło o poświadczanie nieprawdy w dokumentacji dotyczącej pomiarów stężeń metanu od stycznia 2022 r. do dnia tragicznego wypadku w kwietniu 2022 r.
W ocenie prokuratury nie było wtedy podstaw do przyjęcia, że ich zachowanie miało bezpośredni wpływ na zaistnienie katastrofy i jej skutki. Podejrzani złożyli wyjaśnienia.
Pod koniec stycznia informowaliśmy, że gliwicka prokuratura wydała postanowienia o przedstawieniu zarzutów poświadczania nieprawdy w dokumentach kolejnym 10 osobom.
Wobec 10 kolejnych osób sformułowano postanowienia o przedstawieniu zarzutów poświadczenia nieprawdy w dokumentacji. Nie są to zarzuty związane stricte z tą katastrofą - tłumaczyła wtedy prok. Karina Spruś z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Według nieoficjalnych informacji ze śledztwa metaniarze, którzy mieli obowiązek dokonywania pomiarów stężeń metanu w wyrobiskach, które nie były objęte automatyczną metanometrią, czasem nie robili obchodu swojego rejonu - siedzieli w jednym miejscu i wpisywali do raportu wyniki z fikcyjnych pomiarów.
Okazało się też, że metaniarza, który sporządził raport, np. tego dnia nie było w pracy, bo miał wolne, a dokumentację z fikcyjnymi danymi pomiarów uzupełnił po powrocie z urlopu - podawała "Gazeta Wyborcza".
W 2022 r. w wyniku wybuchów metanu w Pniówku zginęło 16 górników i ratowników górniczych.