Po poniedziałkowym wybuchu gazu w bloku w Tychach (Śląskie) nadzór budowlany nie podjął jeszcze formalnej decyzji ws. użytkowania tej części budynku z 49 mieszkaniami - wynika ze środowej informacji tyskiego samorządu. Wiadomo, że w najbliższym czasie mieszkańcy do nich nie wrócą.

Silny wybuch, najprawdopodobniej gazu, miał miejsce w Poniedziałek Wielkanocny ok. godz. 9.30 w siedmiokondygnacyjnym bloku z pięcioma klatkami schodowymi, znajdującym się przy tyskiej ul. Darwina. Wybuch nastąpił w lokalu na parterze klatki schodowej nr 4. Wezwani strażacy ewakuowali stamtąd ponad 20 osób; mieszkania czasowo opuszczali też lokatorzy sąsiednich klatek. 

Strażacy zakończyli akcję poszukiwawczo-ratowniczą w poniedziałek po południu. To umożliwiło rozpoczęcie wstępnych oględzin zniszczonej części bloku - z udziałem prokuratora oraz biegłych i inspektora nadzoru budowlanego. Ewakuowani mieszkańcy mogli potem przy asyście strażaków zabrać z mieszkań najpotrzebniejsze rzeczy.

 

Jak powiedziała rzeczniczka tyskiego magistratu Ewa Grudniok, o ile mieszkańcy sąsiednich klatek schodowych są u siebie, nie jest to możliwe w klatce nr 4 z 49 mieszkaniami. Nadal trwają bowiem prace Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego nad formalną decyzją odnośnie użytkowania tej klatki. Problemem pozostaje też stan części mieszkań. 

Po wybuchu w mieszkaniu na parterze zniszczony został strop - zniszczonych jest też wiele okien i drzwi. Odcięte są media - poza gazem w całej klatce nie ma prądu i wody. To powoduje, że do czasu przeprowadzenia remontów - na podstawie decyzji i wskazań, które wyda PINB - mieszkanie tam jest niemożliwe.

Z informacji Grudniok wynika, że od poniedziałku z pomocy tyskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej - w celu przenocowania i zapewnienia posiłków - skorzystało kilka osób. Zdecydowana większość mieszkańców korzysta na razie z pomocy rodzin i znajomych. Miasto zebrało już jednak informacje, że 36 rodzin będzie potrzebowało lokali zastępczych.

 

Śląska policja zapewnia, że wraz ze strażakami pilnuje, aby miejsce zdarzenia było zabezpieczone przed przedostaniem się do niego osób postronnych. Policjanci rozpoczęli już w poniedziałek - z udziałem prokuratora - wyjaśnianie przyczyn i okoliczności zdarzenia. Prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach. 

Po wybuchu do szpitali trafiło ogółem siedem osób: w tym jedna, młody mężczyzna z mieszkania, w którym doszło do wybuchu, w bardzo ciężkim stanie. Po zaopatrzeniu w szpitalu specjalistycznym w Katowicach Ochojcu miał być on nadal leczony w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Pozostali poszkodowani odnieśli rany niezagrażające życiu.