Oparzony ośmiolatek ze złamaniami kończyn, który trafił w poniedziałek do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, jest w ciężkim stanie, przebywa tam na oddziale intensywnej terapii - poinformował na briefingu przedstawiciel placówki. Jego opiekunowie - matka i ojczym - zostali zatrzymani. Troje innych dzieci tej kobiety na razie jest pod opieką rodziny.
Ośmiolatek z Częstochowy został przewieziony do katowickiego szpitala pediatrycznego - jak wynika ze wstępnych ustaleń prokuratury - po kilku dniach od doznania oparzeń. Policja zatrzymała opiekunów chłopczyka: 35-letnią matkę chłopczyka i jej 27-letniego męża - ojczyma skatowanego dziecka, którzy jeszcze w środę mają zostać przesłuchani.
Prowadzone przez częstochowską prokuraturę okręgową śledztwo dotyczy usiłowania zabójstwa i znęcania się nad dzieckiem.
Jak powiedział na środowym briefingu koordynator Centrum Urazowego dla dzieci w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach dr Andrzej Bulandra, chłopiec z rozległymi oparzeniami trafił tam w poniedziałek ok. godz. 14.30, przytransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Przy przyjęciu chłopiec był w stanie średniociężkim, wydolny krążeniowo i oddechowo, pod wpływem leków przeciwbólowych. Stwierdziliśmy u niego rozległe obrażenia, które w naszej opinii powstały co najmniej kilka dni wcześniej: było to oparzenie głowy, tułowia i kończyn oraz złamania kończyn - wymienił lekarz.
Chłopiec, po wstępnym ustabilizowaniu, został przekazany na oddział intensywnej terapii, gdzie anestezjolodzy walczyli o jego życie. Następnego dnia udało nam się przeprowadzić operacje, które pozwoliły na zaopatrzenie jego obrażeń. Aktualnie pacjent w stanie ciężkim przebywa na oddziale intensywnej terapii dzieci - poinformował Bulandra.
Odpowiadając na pytania dziennikarzy lekarz podał, że u chłopca planowanych jest jeszcze kilka operacji: usunięcia martwicy wynikającej z oparzeń oraz prawdopodobnie położenia przeszczepu skóry na te miejsca, aby się zagoiły. Myślę, że tutaj jeżeli chodzi o zagojenie tych ran, rokowanie jest dobre. Natomiast jeżeli chodzi o stan ogólny dziecka, to najbliższe dni pokażą - uznał.
Wyjaśnił, że samo oparzenie, czyli uraz, rana skóry, w takich wypadkach jest tylko wierzchołkiem góry lodowej - na skutek oparzenia rozwija się choroba oparzeniowa, czyli ogólna reakcja organizmu w pewnym sensie porównywalna do sepsy. Jest to wielonarządowy odczyn zapalny organizmu.
Leczenie oparzeń to oprócz leczenia samej rany oparzeniowej jest dążeniem do jak najszybszego przerwania choroby oparzeniowej poprzez usunięcie martwicy, zaopatrzenie ran i później walkę w ramach intensywnej terapii z niewydolnością wielonarządową - tłumaczył lekarz.
Wskazał, że oparzenie chłopca jest bardzo duże, bo obejmuje blisko jedną czwartą powierzchni ciała. Sądząc po spalonych włosach na głowie, było to oparzenie płomieniem, czyli dziecko prawdopodobnie zostało czymś oblane i podpalone. Twarz jest oparzona, oczy i drogi oddechowe nie doznały uszczerbku.
W ocenie lekarzy GCZD oparzenie 8-latka powstało około tydzień do 10 dni przed przyjęciem go do szpitala, natomiast złamania chłopca powstawały w ciągu ostatniego miesiąca. Bulandra zastrzegł, że żadne z tych obrażeń nie zostało wcześniej zaopatrzone ani leczone. Chłopiec był też wychudzony, odwodniony i brudny.
Pytany o rokowania lekarz ocenił, że pod względem przyszłej sprawności fizycznej największym problemem będą blizny pooparzeniowe, a nie złamania, które się wygoją i nie powinny stanowić problemu. Natomiast blizny pooparzeniowe mogą w istotny sposób wpływać zarówno na wygląd dziecka, jak i jego zdolność do poruszania, do codziennych czynności.
Na szczęście u nas w szpitalu mamy bardzo dobrze rozwinięty program leczenia blizn zarówno pooparzeniowych, jak i pooperacyjnych. Prowadzimy tutaj wielomodalną terapię blizn i są szanse na to, że jeżeli dziecko zostanie poddane rehabilitacji i przyszli opiekunowie dołożą o to starań, to jest szansa, żeby to dziecko miało dość dobry komfort życia. Natomiast, jeżeli chodzi o kwestie psychiki, trudno mi w tej chwili wyrokować - zastrzegł specjalista.
Uściślił, że chłopiec jest obecnie w śpiączce farmakologicznej; wybudzany będzie wtedy, kiedy zdecydują o tym anestezjolodzy i nie będzie to kolidowało z zabiegami operacyjnymi: mniej więcej raz na dwa dni będzie on w najbliższym czasie poddawany zabiegom, w czasie których musi być znieczulony.
Dopytywany przez dziennikarzy o cierpienie dziecka lekarz uznał, że "dolegliwości bólowe były bardzo dotkliwe". Leczymy tutaj różne ciężkie oparzenia i to akurat nie jest żaden sposób szczególne z punktu widzenia sposobu leczenia, natomiast okoliczności jego powstania są szokujące - zaznaczył Bulandra. Zastrzegł, że widział już niestety wiele maltretowanych dzieci; wskazał, że tacy pacjenci zdarzają się w GCZD kilka, kilkanaście razy w ciągu roku.
Wcześniej w środę rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek mówił m.in., że wszczęte we wtorek śledztwo dotyczy usiłowania zabójstwa ośmioletniego chłopca i spowodowania u niego ciężkich obrażeń ciała w postaci oparzeń głowy, klatki piersiowej i kończyn.
Postępowanie dotyczy też znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad tym dzieckiem i narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Do tych zdarzeń dochodziło w częstochowskiej dzielnicy Stradom, trwają ustalenia, w jakim okresie.
Częstochowska policja podała, że mundurowi interweniowali w sprawie w poniedziałek, po zgłoszeniu biologicznego ojca dziecka. Chłopca z ciężkimi obrażeniami przetransportowano do szpitala śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Policjanci nie mieli w tym domu wcześniej interwencji związanych w przemocą, rodzina nie miała niebieskiej karty.
Policja w tej sprawie zatrzymała jego 35-letnią matkę chłopczyka i jej 27-letniego męża. Oboje są przesłuchiwani. Prokuratura będzie teraz także wyjaśniać, czy już wcześniej nie znęcano się nad dzieckiem.
Troje innych dzieci tej kobiety na razie jest pod opieką rodziny.