Policjanci z Mrągowa (woj. warmińsko-mazurskie) odebrali na gorącej linii osobliwy telefon. Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki twierdził, że "ktoś chce go napompować i wysłać w powietrze". Poprosił w związku z tym o eskortę 10 policyjnych radiowozów. Funkcjonariusze postanowili sprawdzić, czy dzwoniącemu faktycznie grozi jakieś niebezpieczeństwo.
W środę na numer alarmowy w powiecie mrągowskim zadzwonił mężczyzna, który chciał "zamówić" 10 radiowozów. Utrzymywał, że grozi mu niebezpieczeństwo z rąk bliżej niezidentyfikowanego napastnika - kogoś, kto "chciał go napompować i wysłać w powietrze". W rozmowie z dyspozytorem mężczyzna upierał się, że ludzie, którzy "pompują balony", zrobili z niego przyczepę.
Oficer dyżurny komendy w Mrągowie chciał się upewnić, czy zagrożenie faktycznie istnieje. "Zagrożony napompowaniem" mężczyzna kilkukrotnie powtarzał swoje telefony i ciągle zajmował linię. W końcu policjanci postanowili pojechać na miejsce wskazane przez dzwoniącego.
Tam dowiedzieli się, że zagrożenie, a konkretnie to, co chciało wysłać mężczyznę w powietrze - już zniknęło. W powietrzu nie było balonów, ale unosił się za to wyraźny zapach alkoholu. Mieszkaniec powiatu nie potrzebował też pomocy medycznej. Za nieuzasadnione wezwanie patrolu otrzymał mandat w wysokości 500 zł.
Chociaż ta historia może wydawać się zabawna, policja mocno uczula wszystkich, by nie korzystali pochopnie z gorącej linii. Numer alarmowy służy do zgłaszania naprawdę istotnych zdarzeń i funkcjonariusze uprzedzają, że będą bezwzględnie karać wszystkich, którzy wywołają nieuzasadnioną interwencję.