Rosyjską rakietę przelatującą przez polskie niebo dostrzegło wielu mieszkańców przygranicznych miejscowości. "Ludzie widzieli przelatujący obiekt i słyszeli potężny świst, ewidentnie leciał on znad granicy z Ukrainą w głąb kraju" - relacjonował pan Przemysław, a także inne osoby, z którymi rozmawiali dziennikarze RMF FM.

Rosyjska rakieta wtargnęła na terytorium Polski

O godz. 7:12 czasu lokalnego, od strony granicy z Ukrainą, doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez obiekt, który po niecałych trzech minutach opuścił terytorium Polski. "Identyfikujemy go jako rosyjską rakietę manewrującą" - poinformował Sztab Generalny Wojska Polskiego.

Wszystko wskazuje na to, że rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną, którą następnie opuściła. Mamy na to potwierdzenie radarowe narodowe i sojusznicze - wyjaśnił szef Sztabu Generalnego gen. Wiesław Kukuła. O tym zdarzeniu informowali także słuchacze za pomocą Gorącej Linii RMF FM. 

Co ważne, Rosjanie w nocy i rano przeprowadzili zmasowany atak na wiele ukraińskich miast.

Rosyjski pocisk przeleciał nad Lubelszczyzną, około 40 kilometrów od granicy z Ukrainą. Rakieta miała zniknąć z radarów w okolicy miejscowości Rachanie niedaleko Zamościa. Na terenie trzech powiatów - zamojskiego, tomaszowskiego i hrubieszowskiego wojsko i policja prowadziły w ciągu dnia poszukiwania pozostałości po pocisku. 

Mówili o huku i świście

We wsiach Kraczew i Sosnowa-Dębowa - miejscach, gdzie służby m.in. prowadziły swoje działania - był razem z wozem satelitarnym dziennikarz RMF FM Mateusz Chłystun. Jako jedni z pierwszych rakietę mieli usłyszeć mieszkańcy wsi Kraczew. To oni zaalarmowali służby o nieznanym obiekcie, który przeleciał nad tym terenem. Mówili o huku i świście, przypominającym przelot małego samolotu. Większość mieszkańców o sprawie dowiedziała się jednak już po fakcie, głównie z relacji sąsiadów. Do późnego popołudnia nad okolicą słychać było śmigłowiec poszukujący ewentualnych pozostałości po rakiecie.

Pytania o bezpieczeństwo

Naszego dziennikarza w przygranicznej miejscowości Sosnowa-Dębowa kilkukrotnie mijały nieoznakowane radiowozy i pojazdy wojskowe. Przeczesywany w ciągu dnia przez wojsko i policję teren był bardzo zróżnicowany - od rozległych pól, przez mokradła, po gęste lasy. Mieszkańcy byli bardzo zaniepokojeni całą sytuacja.

Mieszkamy nieopodal, nie słyszeliśmy nic. Przejeżdżając przez tą miejscowość było widać, że coś się dzieje. Nie wiemy co dalej - mówiła mieszkanka pobliskiego Wożuczyna. To już kolejna taka sytuacja - dodawała w nawiązaniu do eksplozji rakiety w pobliskim Przewodowie, do której doszło ponad rok temu. 

Strach, co będzie dalej, czy jesteśmy tu bezpieczni. Może być różnie, obawa zawsze jest - mówili inni mieszkańcy.

"Ludzie spanikowali, ale pracować trzeba było dalej"

Rosyjską rakietę przelatującą nad polskim niebem widzieli także pracownicy firmy pana Przemysława z gminy Dołhobyczów. Kilkaset metrów od jego przedsiębiorstwa w Przewodowie w zeszłym roku eksplodował pocisk, który nadleciał znad Ukrainy.

To było kilka minut po 7. Byłem jeszcze wtedy w domu, przyszedł mój zastępca, powiedział, że przyszli do niego przestraszeni pracownicy, rok temu była podobna sytuacja (eksplozja rakiety w Przewodowie - przyp. red.). Przeleciało coś, potężny świst. Jakby to był jeden (pracownik - przyp. red.) to może byśmy nie uwierzyli, a to było kilka osób, które zdawały taką samą relację - coś przeleciało i ewidentnie wyglądało na rakietę. Ludzie spanikowali, ale pracować trzeba było dalej. U nas nic się nie zadziało - relacjonował pan Przemysław.

Od razu była reakcja służb, pojawiły się u nas na miejscu, przesłuchały pracowników, którzy to widzieli - dodawał.