​Czy Polska powinna zaszczepić przeciwko wściekliznie lisy żyjące na graniczących z Polską obszarach Ukrainy? Takie rozwiązanie zamierza zaproponować wojewoda lubelski, bo w Lubelskiem gwałtownie przybywa przypadków wścieklizny i zdarzyło się już, że chore zwierzęta zaatakowały przypadkowych ludzi.

Tylko w poniedziałek potwierdzono w Lubelskiem trzy kolejne przypadki wścieklizny. Choroba stwierdzana jest przede wszystkim na terenach położonych bliżej granicy z Ukrainą. 

Właśnie zza granicy, jak oceniają służby weterynaryjne, przynoszona jest do nas wścieklizna. Jej głównym nosicielami są lisy, których Ukraina nie szczepi z powodu trwającej tam wojny. Polska prowadzi u siebie takie szczepienia, ale zwierzęta nie uznają granic państwowych, więc wraz z nimi do naszego kraju trafia wirus.

Nie możemy założyć, że sytuacja się zmieni na lepsze, z tego względu, że konflikt zbrojny nadal tam trwa - przyznaje Agnieszka Smyl, wojewódzki lekarz weterynarii.

Czy Polska powinna we własnym interesie podjąć akcję szczepień na przygranicznych terenach Ukrainy? Poddanie pod rozwagę takiej propozycji zapowiada wojewoda lubelski. 

W tym momencie najbardziej racjonalnym jest, aby rozważyć możliwość, we współpracy ze stroną ukraińską, podjąć działania prewencyjne, które będą miały na celu rozrzucenie masowej szczepionki, nawet inwestując w to część środków - mówi wojewoda Krzysztof Komorski. 

Lepiej zapobiegać jeszcze przed naszą granicą, niż później ponosić koszty i narażać na niebezpieczeństwo naszych obywateli i nasze zwierzęta. Ja taką propozycję w piątek na naradzie wojewodów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji na pewno przedstawię - dodaje.

Na razie planowany jest odstrzał sanitarny lisów po polskiej stronie. Zależy nam na jak największej ilości - mówi Smyl, choć nie podaje konkretnej liczby.