W Łodzi 60-letni tenisista zasłabł w klubie sportowym. Okazało się, że doznał nagłego zatrzymania krążenia. Zobaczył to świadek, wezwał karetkę i udzielił pierwszej pomocy. "Wszystko zakończyło się szczęśliwie, bo zadziałał tzw. łańcuch przeżycia" - powiedział Mariusz Błoch, dyrektor ds. medycznych łódzkiego pogotowia i jednocześnie lekarz, który był na miejscu. To cztery kroki, które powinien znać absolutnie każdy.
Gdy zespół dojechał, sytuacja wyglądała bardzo dobrze. Poszkodowany był wydolny krążeniowo i oddechowo, i miał już - może niepełną - ale świadomość. Było naprawdę dobrze, jak na pacjenta po resuscytacji krążeniowej. Wynikało to z działań podjętych przez świadków zdarzenia. Zadziałał tzw. "łańcuch przeżycia" - usłyszała dziennikarka RMF FM, Agnieszka Wyderka.
Lekarz pogotowia dodał, że każdy łańcuch jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo. W przypadku „łańcucha przeżycia” najsłabszym ogniwem jest ten moment, gdy świadek wypadku decyduje się lub nie na udzielenie pomocy.
"Łańcuch przeżycia" składa się z czterech elementów. Pierwszy to rozpoznanie zatrzymania krążenia i zadzwonienie na telefon alarmowy. Drugim elementem są działania podjęte przez świadka zdarzenia. Chodzi tu o podjęcie czynności tzw. BLS (basic life support), do których zalicza się ratownicze uciskanie klatki piersiowej. Zespół, który przyjechał jako pierwszy wykonał trzeci krok, tzw. defibrylację (reset, a nie elektryczne pobudzenie serca). Ostatnim elementem jest wczesna opieka poresuscytacyjna, czyli po przywróceniu krążenia. To jest już rola zespołu ratownictwa medycznego, SOR-u czy oddziału intensywnej terapii - tłumaczy lek. med. Mariusz Błoch.
Rzecznik Prasowy Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi zaznaczył, jak istotne jest m. in. wyposażanie miejsc publicznych (np. klubów sportowych) w automatyczne defibrylatory zewnętrzne, czyli bezpieczne urządzenia przeznaczone do użycia przez osoby bez wykształcenia medycznego w sytuacji nagłego zatrzymania krążenia.