Nieco ponad 180 nauczycieli brakuje obecnie w łódzkich szkołach. Możliwe, że ten deficyt będzie mniejszy, gdy dyrektorzy podpiszą aneksy do umów z nauczycielami. Sytuacja powinna ustabilizować się z końcem września.
To będzie kolejny trudny rok dla łódzkiej oświaty. W wielu placówkach brakuje nauczycieli, a dyrektorzy muszą uciekać się do niekonwencjonalnych rozwiązań, żeby uzupełnić plan lekcji dla uczniów.
Na szczęście nie ma zagrożenia odwoływania zajęć - podkreśla wiceprezydent Łodzi Małgorzata Moskwa-Wodnicka. Na tę chwilę łódzkie przedszkola, szkoły podstawowe, ponadpodstawowe i specjalne mają ponad 180 wakatów.
Najwięcej braków kadrowych odnotowały szkoły średnie - 66,71 etatu. 64,52 wakaty są w szkołach podstawowych i zespołach szkolno-przedszkolnych; 18,29 - w przedszkolach oraz 32,63 - w szkołach specjalnych i pozostałych placówkach edukacyjnych.
Nie potwierdziły się majowe prognozy dyrektorów, z których wynikało, że w Łodzi będzie brakowało około 450 nauczycieli. W naszej ocenie sytuacja jest dobra, biorąc pod uwagę to, że w łódzkich placówkach zatrudnionych jest około 11 tys. nauczycieli - mówi wiceprezydent Łodzi. Liczba wakatów jeszcze na pewno się zmieni, bo dyrektorzy mogą podpisywać wszelkie aneksy i umowy do 30 września.
Szkoły poszukują przede wszystkim specjalistów: psychologów, pedagogów, pedagogów specjalnych i logopedów. Brakuje nauczycieli wspomagających i tych, którzy mogliby uczyć przedmiotów zawodowych.
Placówki mają problem ze znalezieniem nauczycieli polskiego, angielskiego, matematyki i biologii. Poszukiwani są też wychowawcy do świetlicy.
Pomimo trudności, z którymi muszą się mierzyć w tym roku dyrektorzy szkół, uczniowie nie powinni odczuć braków kadrowych. We wszystkich łódzkich placówkach zajęcia odbywają się normalnie.
Lekcje nie są zagrożone, bo nauczyciele mogą podejmować godziny ponadwymiarowe. To dotyczy także nauczycieli emerytowanych.
Łódzkie władze samorządowe spodziewają się, że do 1 października sytuacja się ustabilizuje. Ale nie powinno być tak, że cały ciężar tej pracy spoczywa na barkach dyrektorów szkół i samorządów - zaznacza Moskwa-Wodnicka. Oni łatają dziury w planie lekcji, jak mogą po to, żeby najmłodsi mieli dobre warunki do nauki. Nasuwa się pytanie: jak będzie wyglądała jakość edukacji, kiedy nauczyciele będą kursować między kilkoma szkołami? A Ministerstwo Edukacji i Nauki nadal udaje, że problemu nie ma.