Odzież, buty, a przede wszystkim charakterystyczna postawa ciała pozwoliły na identyfikację mężczyzny podpalonego na przystanku w Łodzi. Do prokuratury zgłosiła się kobieta, która poinformowała, że ofiarą zbrodni jest jej syn. Śledczy zlecili badania genetyczne, by potwierdzić, czy to rzeczywiście 36-latek ze Zgierza.
Do tragedii doszło w nocy z 19 na 20 marca na przystanku autobusowym przy ulicy Pomorskiej. Kiedy na miejsce dotarli policjanci i medycy, mężczyzna już nie żył.
Policjanci zatrzymali 33-latka, podejrzanego o celowe podpalenie mężczyzny. Pomocny okazał się zapis z monitoringu, na filmie widać moment, w którym mężczyzna używa zapalniczki.
33-latek usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się do tego czynu. Sąd uwzględnił wniosek prokuratury o tymczasowe aresztowanie mężczyzny. Policjanci i śledczy ze śródmiejskiej Prokuratury Rejonowej w Łodzi zwrócili się z prośbą do wszystkich, którzy mogą pomóc w ustaleniu tożsamości ofiary.
Zgłosiła się do nas kobieta z drugim synem, która przekazała, że ofiarą podpalenia jest jej syn. Rozpoznała go po butach, odzieży, a przede wszystkim po charakterystycznej postawie ciała - powiedział reporterce RMF FM rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi prok. Krzysztof Kopania.
Śledczy zlecili badania genetyczne, by mieć całkowitą pewność co do tożsamości ofiary. Mogą one potrwać kilkanaście dni. Po uzyskaniu wyników ciało mężczyzny zostanie wydane rodzinie. To 36-latek ze Zgierza, w Łodzi przebywał czasowo, a matka po raz ostatni rozmawiała z nim we wtorek, kilka godzin przed tragedią.