Pogrzeb Jerzego Stuhra odbędzie się w środę 17 lipca. Zmarły we wtorek znakomity aktor i reżyser spocznie na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Jerzy Stuhr, aktor filmowy i teatralny, polonista, profesor sztuk teatralnych, zmarł we wtorek w wieku 77 lat. W ostatnich latach zmagał się z ciężką chorobą.
Zgodnie z informacją Zarządu Cmentarzy Komunalnych w Krakowie, artysta spocznie na Cmentarzu Rakowickim. Pogrzeb odbędzie się w środę 17 lipca o godz. 14.
Jerzy Stuhr urodził się 18 kwietnia 1947 r. w Krakowie. W 1970 r. ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w 1972 r. krakowską PWST, której po latach został rektorem. Po studiach został zatrudniony w Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Już wcześniej, w 1971 r., pojawił się jako aktor filmowy w "Milionie za Laurę" Hieronima Przybyła i w "Trzeciej części nocy" Andrzeja Żuławskiego.
W 1977 r. stworzył pierwszą ze swoich najsłynniejszych filmowych kreacji. W "Wodzireju" Feliksa Falka wcielił się w postać Lutka Danielaka. Człowieka dwuznacznego moralnie - pozbawionego skrupułów adwokata - Stuhr zagrał następnie w dramacie "Bez znieczulenia" w reżyserii Andrzeja Wajdy (1978). Do znanych ról Stuhra należą także kreacje w filmach: "Szansa" Feliksa Falka (1979), "Pociąg do Hollywood" Radosława Piwowarskiego (1987), "Obywatel Piszczyk" Andrzeja Kotkowskiego (1988), "Persona non grata" Krzysztofa Zanussiego (2005) oraz "Kajman" włoskiego reżysera Nanniego Morettiego (2006).
Jako artysta teatralny przez wiele lat - od 1972 roku - był związany ze Starym Teatrem im. Modrzejewskiej w Krakowie. Na jego deskach grał w spektaklach reżyserowanych m.in. przez Andrzeja Wajdę, Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego, Jerzego Grzegorzewskiego. Na scenie tej samodzielnie reżyserował przedstawienia.
W dorobku Stuhr miał też m.in. wieloletnią, zapoczątkowaną w latach osiemdziesiątych współpracę z teatrami włoskimi. W 2020 r. aktor przeszedł udar mózgu. Wcześniej, w 2011 r. wykryto u niego nowotwór krtani. Obserwując świat ze szpitalnego łóżka, zaczął pisać dziennik, który później ukazał się pod tytułem "Tak sobie myślę".
W lutym br. artysta powrócił jednak na teatralne deski. W warszawskim Teatrze Polonia wyreżyserował spektakl "Geniusz" wg sztuki Tadeusza Słobodzianka, w którym zagrał rosyjskiego reżysera i pedagoga - uważanego za ojca nowoczesnego teatru - Konstantina Stanisławskiego.
To była osoba, która patrzy na świat, na ludzi i ich widzi. Dlatego był takim wyjątkowym artystą. Nie umiał przejść obojętnie wobec wszystkiego: i rzeczy smutnych, i wesołych. Dlatego tak dobrze umiał się potem z tym rozprawić. W filmie, w teatrze. Wyjątkowy talent, a właściwie zbiór wspaniałych właściwości - mówił w rozmowie z RMF FM aktor Wojciech Malajkat.
Jak dodał, po śmierci Jerzego Stuhra coś na pewno się bezpowrotnie skończyło. Tylko kiedy słyszę, że epoka odchodzi, to tu się chyba nie mogę zgodzić, ponieważ jego wyjątkowość polega na tym, że był wyjątkowo współczesny we wszystkim - co grał, jak żył, jakim się pokazywał światu. Więc, żeby to nie było jakieś mylne wrażenie, że odchodzi coś, czego już nigdy nie poznamy. Odchodzi wspaniały, wybitny człowiek, ale tak współczesny. (...) Umiał po prostu wnikliwie obserwować świat. Myślę, że takich artystów zawsze będziemy uwielbiali, a potem po nich płakali - podkreślał.
On nie był z księżyca, był z krwi i kości i tak też uczył patrzeć na świat. Uczył również studentki i studentów. I jeśli można mówić o jakiejś epoce, to być może tu można powiedzieć, że pewnego rodzaju mistrzostwo już w takim wydaniu się nie powtórzy - powiedział Wojciech Malajkat.
Ja znam Jurka kilkadziesiąt lat. Razem studiowaliśmy, razem kilkadziesiąt lat byliśmy w teatrze. Jurek kojarzy mi się z najpiękniejszymi latami w moim życiu - przyznała w rozmowie z dziennikarką RMF FM Marleną Chudzio Anna Dymna. Praca z nim była radością. Był zawsze świetnie przygotowanym, niezwykle kontaktowym partnerem - opowiadała aktorka.
Jurka znam zawsze życzliwego. Jak mnie widział, zawsze się uśmiechał - podkreślała Dymna. Dla mnie Jurek będzie zawsze żył. To nieistotne, że teraz jest gdzieś dalej. Na co dzień się nie spotykaliśmy. Gdzieś wyjechał - trochę dalej - i spotkamy się może trochę później - mówiła artystka. Hodowałam sobie pamięć dobrych chwil. Jurek w tej pamięci zajmuje dosyć dużo miejsca - zauważyła.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Anna Dymna opowiadała też o tym, jak wyglądała praca z Jerzym Stuhrem. Opisywała, że zawsze był świetnie przygotowany, kreatywny i gotowy, by zaproponować coś nowego. Bezpiecznie się z nim grało, ale można było czasem coś poimprowizować. To nie było zaskakiwanie dla głupiego dowcipu - wyjaśniła.