Wszystko wskazuje na to, że tragedia w małopolskim Gnojniku, gdzie ze studni wydobyto ciało młodej kobiety i jej kilkumiesięcznego syna, to tzw. rozszerzone samobójstwo. Prowadzący śledztwo znaleźli napisany odręcznie list, w którym kobieta tłumaczy motywy swojego działania - obawiała się, że dziecko będzie niepełnosprawne.
Do tragedii doszło we wtorek. Ze studni wydobyto ciało 37-latki i jej pięciomiesięcznego syna. Dziecko było umieszczone w nosidełku.
Na miejscu pracowali policjanci, prokurator i strażacy.
Po wypompowaniu wody na dnie studni znaleziono telefon komórkowy i zapiski dotyczące konsultacji lekarskich, jakie kobieta odbywała w związku ze stanem zdrowia dziecka - powiedział RMF FM rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnowie prok. Mieczysław Sienicki.
W domu znaleziono list napisany odręcznie przez kobietę, w którym tłumaczy ona motywy swojego czynu. Wynika z niego, że kobieta obawiała się, że dziecko będzie niepełnosprawne i nie umiała poradzić sobie z tą sytuacją - dodał prokurator.
Wkrótce ma zostać przeprowadzona sekcja zwłok.
Ani policja, ani prokuratura nie znalazły dowodów, żeby do tragedii przyczyniły się inne osoby.
Z relacji osób bliskich wynika, iż we wtorek w domu rodziny przebywała matka kobiety; w późniejszych godzinach wrócili tam też mąż i brat zmarłej, którzy próbowali skontaktować się z nią telefonicznie. Zaniepokojeni brakiem kontaktu, zaczęli rozglądać się po posesji.
Zaglądnęli do studni i zobaczyli odzież kobiety; powiadomiono policję. Ustalono, że tam znajdują się zwłoki - wskazał prokurator. Zbiornik, w którym odnaleziono ciała, był zamykany na drzwiczki.