Mieszkańcy kilku wieżowców na Osiedlu Podwawelskim w Krakowie od dwóch tygodni nie mają gazu. Został odcięty po ostatnich kontrolach szczelności instalacji. Były one przeprowadzone w związku z październikowymi wstrząsami, które odczuwalne były w Małopolsce. Wyniki okazały się na tyle niepokojące, że podjęto natychmiastową decyzję o odcięciu dostaw paliwa.

Mieszkańcy pięciu bloków znajdujących się przy ul. Komandosów i Słomianej od dwóch tygodni nie mogą korzystać z gazu. Na szczęście w ubiegłym roku ich budynki zostały przyłączone do miejskiej sieci, więc nie korzystali już z gazu, by ogrzać wodę. Z utrudnieniami będą musieli liczyć się przez kolejne dwa tygodnie, bo tyle będą trwały awaryjne naprawy.

Jakoś dajemy radę. Najgorzej jest z jedzeniem. Ja akurat sobie kupiłam taki pojedynczy palniczek. Jestem sama, więc nie mam z tym problemu. Ale dobrze nie jest. Dobrze, że mamy ciepłą wodę - mówi mieszkanka bloku przy Słomianej 13.

Czy to uciążliwość, to pytanie retoryczne - dodaje mieszkanka wieżowca przy ulicy Komandosów 16. Na pytanie o to, czy mieszkali na bombie mówi, że nie byli świadomi zagrożenia, więc żyli spokojnie. Ona również kupiła sobie maszynkę elektryczną do gotowania i czeka, aż utrudnienia się skończą.

Zagrożenie odkryto dość przypadkowo.

Przeprowadzone kontrole instalacji gazowej były konsekwencją tego zdarzenia, które miało miejsce w połowie października ubiegłego roku, czyli trzęsienia ziemi, które było odczuwalne nie tylko na naszym osiedlu, ale również - jak donosiły media - w wielu miejscach w Krakowie. Zaczęliśmy najpierw od przeglądów konstrukcji budynków. W kolejnym etapie podjęliśmy decyzję o przeprowadzeniu prób szczelności instalacji gazowej, ponieważ budynki stoją na dosyć niestabilnych gruntach. Kontrola wykazała niestety dużą nieszczelność na instalacjach gazowych w tych budynkach, w których już została przeprowadzona. Wobec tego podjęliśmy decyzję o przeprowadzeniu wymiany instalacji w trybie awaryjnym. Każdej sytuacji, jeśli jest nieszczelność zwłaszcza tak duża, bo tutaj spadek ciśnienia był bardzo, bardzo znaczny, wymaga to natychmiast nowego zamknięcia instalacji i wyłączenia z eksploatacji - tłumaczy Radosław Żołubak, prezes zarządu SM Podwawelska.

Sprawa dotyczy w tym momencie 5 bloków, czyli około 300 mieszkań. Kontrolę trzeba przeprowadzić w kolejnych 11. Skala problemu może być więc większa. 

Stan instalacji jest zły i wynika to właśnie z faktu, że od początku istnienia budynków ta instalacja nie była w żaden sposób remontowana i naprawiana. To jest instalacja starego typu, skręcona, której nie dopuszczają obecne warunki techniczne - dodaje prezes spółdzielni, który pełni tę funkcję od czerwca 2022 roku.

Po zrobieniu przetargów wyłoniono dwie firmy, które przeprowadzają remonty. Pracuje przy nich każdego dnia ok. 10 osób. Prezes zaznacza, że chodzi o piony główne, co do których - jak się okazuje - były już wcześniej zastrzeżenia.

Przeglądaliśmy w trakcie przygotowania się do tych przeglądów technicznych dokumentację, która znajduje się w zasobach spółdzielni i odkryliśmy bardzo niepokojące fakty. Już w 2015 roku planowano przeprowadzenie remontów instalacji gazowej. Została opracowana dokumentacja. Dlaczego tego nie wykonano? W chwili obecnej sprawdzamy wszystkie dokumenty, występujemy do różnych urzędów o informacje i będziemy w zależności od wyników tej kontroli podejmować określone działania - mówi RMF FM Radosław Żołubak.

W piśmie do mieszkańców spółdzielnia mówi wprost o tym, że rozważane jest "zawiadomienie właściwych organów o możliwości dopuszczenia przez ówczesne organy Spółdzielni (jako zarządcę obiektów budowlanych) do rażących zaniedbań, które skutkować mogły możliwością wystąpienia katastrofy budowlanej, a także zagrożeniem utraty zdrowia i życia wielu osób. Jednocześnie - w związku z faktem, że poprzez zaniechanie prowadzenia robót budowalnych dopuszczono do wygaśnięcia ważności pozwoleń na budowę, na które ze strony Spółdzielni wydatkowano kwotę blisko 83 tysięcy złotych - należy rozważyć pociągnięcie do odpowiedzialności osób odpowiedzialnych za tak rażącą niegospodarność".

Zapytany przez naszą dziennikarkę prezes spółdzielni, o to, czy mieszkańcy spali na bombie, odpowiedział, że można tak stwierdzić.

Opracowanie: