Aktor teatralny i filmowy Feliks Szajnert w poniedziałek spoczął na Cmentarzu Bronowickim w Krakowie. Niesamowity charakter, energia, która zadziwiała, postać nie do zastąpienia – żegnali artystę przyjaciele z Teatru Słowackiego, w którym występował przez pół wieku.
Feliks Szajnert zmarł 6 lipca w wieku 79 lat w Krakowie. Aktor zagrał w kilkudziesięciu filmach i sztukach teatralnych. W ostatnich latach zmagał się z ciężką chorobą.
To nie tylko 200 ponad ról teatralnych, to nie tylko 60 lat na scenie, w większości ukochanego teatru imienia Juliusza Słowackiego. To niesamowity charakter, który wszyscy znaliśmy: żelazna dyscyplina, punktualność, wymaganie od siebie i od innych. To wreszcie niesamowita energia. Energia, która zadziwiała wszystkich wokół, również i przede wszystkich młodych - wspominał podczas uroczystości pogrzebowych dyrektor Teatru Słowackiego Krzysztof Głuchowski.
Szef krakowskiej sceny przypomniał, że Feliks Szajnert był pierwszym recenzentem jego programu artystycznego. Czytał go w kawiarni teatralnej i kiedy skończył pić kawę i czytać bardzo uważnie, powiedział: ok, to jest całkiem niezłe, tylko ja miałbym jedną prośbę - chciałbym zagrać u tych wszystkich młodych wariatów i to dużo. Feliks grał u wszystkich. W zasadzie tylko dlatego, że nie opanował jeszcze bilokacji, nie grał na dwóch scenach naraz. To było coś wyjątkowego, patrzeć na tego aktora na scenie - podkreślił Głuchowski. Są takie osoby, których po prostu nie da się tak zwyczajnie zastąpić, jak to jest rolą dyrektora, zrobić dublurę, zastępstwo. To nie z Feliksem - dodał szef krakowskiej sceny.
Aktorka Teatru Słowackiego Hanna Bieluszko w rozmowie z dziennikarzami przywołała spektakl "O dwóch doktorach i jednej pacjentce" w reż. Macieja Wojtyszki, którego premiera odbyła się w maju 2022 roku. Szajnert walczył już wtedy z chorobą.
Zostało zrobione zastępstwo. Bardzo baliśmy się spotkania z Felem, bardzo. Ale okazało się, że to było chyba jedno z najpiękniejszych naszych przedstawień. Czuliśmy ogrom serdeczności z jego strony, a potem, jak się spotkaliśmy po spektaklu, to Felo, bardzo radosny, jakby mu to przedstawienie dodało sił, pożegnał się z nami i odchodząc, laską, na której się opierał, zaczął nonszalancko kręcić. Wydawało nam się wtedy, że on wróci do teatru, że będzie grał - opowiedziała Hanna Bieluszko.
Artystka podkreśliła, że Szajnert był "był bardzo lojalny na scenie i bardzo pomagał, wyciągał rękę". Mówi się, że każdego można zastąpić, myślę, że jednak nie - dodała artystka.
Szajnert urodził się 5 listopada 1944 w Czarsku na terenie dzisiejszego Kazachstanu. Studiował w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Wystąpił w kilkudziesięciu filmach i sztukach teatralnych.
Po uzyskaniu dyplomu był związany z teatrem Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu (1965-1969), Dolnośląskim w Jeleniej Górze (1969-1970), Stefana Jaracza w Olsztynie/Elblagu (1970-1973), Polskim w Szczecinie (1973-1974) oraz Ludowym w Nowej Hucie (1974).
Od 1974 r. występował na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, w którym przez pół wieku stworzył ponad 150 ról. Jego pierwszą kreacją był tam Dion w "Opowieści zimowej". W ostatnich latach można go było zobaczyć w "Zimowli" w reż. Jakuba Roszkowskiego i "Imieniu Róży" w reż. Radosława Rychcika. Grał również Guślarza w "Dziadach" w reż. Mai Kleczewskiej i Józefa Dietla w "O dwóch doktorach i jednej pacjentce" w reż. Macieja Wojtyszki.
Na szklanym ekranie pojawił się m.in. w "Świecie według Kiepskich", "Kryminalnych", "Mieście skarbów". Wśród jego ostatnich znanych ról ekranowych była rola arcybiskupa w filmie biograficznym "Johnny" (2022) w reż. Daniela Jaroszka.
Za dorobek artystyczny został odznaczony m.in. brązowym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis".