27 lutego ogłoszony ma zostać prawomocny wyrok w sprawie wypadku drogowego z udziałem byłej premier Beaty Szydło. Dzisiaj w Sądzie Okręgowym w Krakowie prokurator oraz obrońca wygłosili mowy końcowe w procesie odwoławczym.

Mój klient jest niewinny - mówił mecenas Władysław Pociej. Innego zdania jest prokuratura, która domaga się uznania Sebastiana Kościelnika za winnego spowodowania wypadku kolumny rządowej. Jak podkreślił prok. Rafał Babiński, prokuratura przedstawiła argumenty, że poruszające się w kolumnie samochody używały sygnałów świetlnych i dźwiękowych, a więc były uprzywilejowane.  

Nie ma mowy o wyłącznej odpowiedzialności funkcjonariuszy BOR za to zdarzenie - mówił dziennikarzom prok. Babiński.

Prokuratura domaga się uznania Sebastiana Kościelnika za winnego spowodowania wypadku kolumny rządowej i wymierzenie mu roku ograniczenia wolności w wymiarze 20 godzin prac społecznych miesięcznie.  

Każde zakończenie procesu, każdy dzień przemówień jest obarczony określonymi emocjami, już choćby z racji wagi tej sprawy i czasu jej trwania. Niemniej czekamy z nadzieją na dzień 27 lutego, kiedy publikowany będzie wyrok w tej sprawie  - mówił dziennikarzom mec. Pociej.

W trakcie swojej mowy końcowej obrońca Sebastiana Kościelnika wielokrotnie podkreślał, że kierowca kolumny rządowej jechał jak pirat drogowy. Jeżeli uznać, że samochód rządowy nie posiadał statusu uprzywilejowanego, to każdy z nas tu obecnych, jadąc pod prąd, w rejonie skrzyżowania, przekraczając podwójną linię ciągłą i dopuszczalną administracyjnie prędkość, nie zasługuje na inne określenie niż pirat drogowy - wskazał adwokat. Dodał, że według ustaleń sądu pierwszej instancji pojazdy rządowe jechały bez włączonych sygnałów dźwiękowych, nie były więc uprzywilejowane.    

Z kolei prokurator podniósł, że oskarżony do tej pory nie przeprosił ani kierowcy - oficera BOR ani byłej premier Beaty Szydło.

Spodziewałem się, że zostanie to podniesione po raz kolejny przez prokuratora - mówił Sebastian Kościelnik. Czuję się nieco oburzony. Nie został jeszcze opublikowany wyrok. Ten zapadnie 27 lutego. Prokurator w ten sposób próbuje przesądzić o tym, że tylko i wyłącznie ja ponoszę winę, choć ustalenia nie zostały do końca poczynione, a wyrok nie zapadł - podkreślił.  

Dodał, że ma nadzieję, iż przyszłym rządzącym jego sytuacja pokaże, że uprzywilejowanie powinno dotyczyć nielicznych i zostać ograniczone do minimum.   

Do wypadku z udziałem samochodu Kościelnika doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Wówczas - jak informowała policja - rządowa kolumna trzech samochodów, w której jechała ówczesna premier wyprzedzała Fiata Seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto ówczesnej szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusze BOR.

Prokuratura zarzuciła Kościelnikowi nieumyślne spowodowanie wypadku. W akcie oskarżenia wskazała, że kierowca przepuścił samochód emitujący świetlne sygnały uprzywilejowania, ale później nie zachował ostrożności, nie obserwował jezdni za swoim autem i nie upewnił się, czy pojazd uprzywilejowany jest jeden, czy więcej. Ruszył, nie ustępując pierwszeństwa, i doprowadził do zderzenia z drugim samochodem BOR, który akurat go wyprzedzał.

Argumentację prokuratury podzielił w lipcu 2020 r. oświęcimski sąd. Uznał, że Kościelnik jest winien nieumyślnego spowodowania wypadku. Warunkowo umorzył jednak postępowanie na rok. Sąd uznał, że także kierowca BOR złamał przepisy. Sąd nakazał Kościelnikowi zapłatę 1 tys. zł. nawiązki poszkodowanym w wypadku - byłej premier Beacie Szydło oraz funkcjonariuszowi BOR. Dał mu na to 2 miesiące od uprawomocnienia się wyroku.

Z decyzją sądu w Oświęcimiu nie zgodziła się ani obrona Kościelnika, ani prokuratura i ruszył proces odwoławczy.

Opracowanie: