Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku rozpoczął się proces 37-letniego mieszkańca miasta, oskarżonego o to, że zadał śmiertelny cios swojemu dobremu znajomemu. Sąd uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci.
Obaj mężczyźni dobrze się znali od kilku lat, długo pracowali ze sobą. We wrześniu ubiegłego roku razem pojechali do lasu w podbiałostockiej wsi Halickie. Z wyjaśnień oskarżonego wynika, że znajomy miał mu oddać pieniądze.
Do zwrotu jednak nie doszło. Zdenerwowany 37-latek uderzył znajomego w pięścią w twarz. Trafiony padł na ziemię, uuderzając głową i plecami o twarde podłoże i doznając stłuczenia głowy, masywnego krwawienia wewnętrznego i obrzęku mózgu, co doprowadziło do zgonu.
Prokuratura zakwalifikowała to jako spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć. Grozi za to od pięciu lat więzienia nawet do dożywocia.
Oskarżony przyznaje się jedynie do zadania ciosu, ale już nie do spowodowania tak poważnych obrażeń. Uderzyłem go raz. On przy mnie nie upadł i nie uderzył głową, jak opisuje to prokuratura. I nie wiem, czy to się wydarzyło później, czy on zemdlał. Ja go uderzyłem raz, gdy odchodziłem, on żył, nie wiem jak to się stało - mówił w środę przed sądem.
Oskarżycielami posiłkowymi są rodzice i siostra zmarłego. 37-latek przepraszał ich na sali sądowej. W śledztwie oskarżony wyjaśniał, że cała zdarzenie związane było z rozliczeniami finansowymi między nim a pokrzywdzonym. Chodziło o zakup przez tego drugiego samochodu z ogłoszenia. Mężczyźni pracowali wówczas razem, wykonując prace budowlane. Rozliczenia dotyczyły 700 zł. On powiedział, że ma te pieniądze, ale zakopane w lesie i musimy tam zajechać - mówił w śledztwie.
W leśnej żwirowni w Halickich żadnych pieniędzy nie było; wtedy po wymianie zdań padł cios pięścią. Ale nie mocno, bo kolegi bym mocno nie uderzył (...). Niemożliwe, żeby zmarł po moim jednym uderzeniu - twierdził oskarżony. Dodał, że cios padł "pod wpływem emocji i nerwów".
Przesłuchany dodatkowo przed sądem biegły lekarz z zakresu medycyny sądowej mówił, że trudno jednoznacznie stwierdzić, jak początkowo zareagował uderzony mężczyzna na doznane urazy głowy, np. czy upadł lub stracił przytomność. Badania pośmiertne wykazały, że pokrzywdzony doznał krwotoku podpajęczynówkowego i masywnego obrzęku mózgu.
Biegły stwierdził, że można przyjąć, iż cios w twarz był co najmniej jeden, ale o dużej sile, ale też mogło ich być więcej. Uznał jednak za mało prawdopodobne, bo po upadku poszkodowany uderzył tyłem głowy o drzewo, które było w pobliżu.
Sąd uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci; to kwalifikacja łagodniejsza i zagrożona karą do 5 lat więzienia. Proces będzie kontynuowany w sierpniu, sąd chce wówczas przesłuchać ostatnich świadków.