„Życie napisało nieprawdopodobny scenariusz. To niesamowite, co się stało” – ocenił prezes PZN Apoloniusz Tajner po podwójnym sukcesie polskich zawodników w Turnieju Czterech Skoczni. W 65. edycji imprezy triumfował Kamil Stoch, a drugi był Piotr Żyła.

„Życie napisało nieprawdopodobny scenariusz. To niesamowite, co się stało” – ocenił prezes PZN Apoloniusz Tajner po podwójnym sukcesie polskich zawodników w Turnieju Czterech Skoczni. W 65. edycji imprezy triumfował Kamil Stoch, a drugi był Piotr Żyła.
Zawodnicy i sztab polskiej kadry skoczków /Grzegorz Momot /PAP

Kapitalne zawody, niesamowite emocje - podkreślił Tajner. Zauważył, że bezsprzeczne zasługi ma nowy szkoleniowiec Austriak Stefan Horngacher. To nie tylko ja miałem nosa, by go zatrudnić. Wszyscy byliśmy zgodni. Znamy go od dawna, to była najlepsza kandydatura. Trzeba było go jedynie przekonać do pracy w Polsce i to nam się udało - wspomniał Tajner. Przyznał, że po cichu liczył na zwycięstwo Stocha.


On tak solidnie i pewnie od jakiegoś czasu skacze, że to było możliwe. Później jednak wydarzył się upadek w Innsbrucku, który zachwiał wszystkim. Nie wiadomo było, co się stało. Mogła przecież jakaś kostka pęknąć i byłoby po zawodach. Kamil z tym bolącym ramieniem skoczył na czwarte miejsce w trzecim konkursie. A w Bischofshofen były idealne warunki dla tych zawodników, którzy skaczą dobrze i równo. Trochę postraszyli Daniel Andre Tande i Jurij Tepes, ale ostatecznie to Kamil był górą - zaznaczył były trener m.in. Adama Małysza.


Tajner podkreśla, że by doprowadzić do takiego sukcesu, musiało się jednak w polskich skokach wiele zmienić. Przede wszystkim Horngacher wprowadził trochę inny trening. Potencjał naszych zawodników był ogromny, ale on wniósł jeszcze dobrą atmosferę i od razu uzyskał zrozumienie u zawodników. Postawił warunki, określił zasady, kontrolował zajęcia. Wydarzyła się cała masa rzeczy, które spowodowały, że zespół został scalony, a chłopcy na górze zaczęli się wspierać. Tak wcześniej nie było - przyznał Tajner.

Nie bez znaczenia były także zmiany w sprzęcie, zwłaszcza w kombinezonach. Uporządkowaliśmy to. W tej chwili jest to taki przemysł, że trzeba nad wszystkim panować i mało tego – wyprzedzać także innych, a to nam się udaje - powiedział.


Szef związku nie ukrywa także, że mocno zostały naostrzone apetyty przed mistrzostwami świata w Lahti. Myślę, że musimy stawiać sobie wysokie cele na tę imprezę. Przygotowanie jest solidne, trwałe i powinno wystarczyć na cały sezon. W Turnieju Czterech Skoczni to nie był wystrzał. Formę widać od początku grudnia, a chłopcy się jeszcze rozkręcają. Widać też osłabienie u naszych rywali – Austriaków, Niemców, Norwegów. Oni będą musieli się od nowa budować. To wszystko się oczywiście może zmienić, ale na tym etapie dominujemy - zauważył.


Po raz pierwszy w historii na podium TCS stanęło dwóch polskich skoczków narciarskich. Na czwartej pozycji rywalizację ukończył Maciej Kot.


(mpw)