Polscy hokeiści pokonali Estonię 6:2 (3:0, 2:1, 1:1) w swoim pierwszym meczu rozgrywanego w Budapeszcie turnieju prekwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich w Pjongczang w 2018 roku. "Trzeba wyciągnąć wnioski, bo to nie był dobry mecz. Takiemu przeciwnikowi nie możemy dać strzelić dwóch bramek i pozwolić na stworzenie tylu okazji" - komentował jednak po spotkaniu Aron Chmielewski. W piątek biało-czerwoni zmierzą się z Litwą, a w niedzielę z Węgrami.
Estończycy są najniżej sklasyfikowanym w światowym rankingu uczestnikiem turnieju w Budapeszcie - zajmują 29. pozycję. Trzy oczka wyżej plasują się Litwini, z którymi biało-czerwoni zagrają w piątek. Polacy zajmują w zestawieniu 22. pozycję, a najwyżej - na 19. miejscu - sklasyfikowani są Węgrzy.
Zwycięstwo nad ekipą Estonii było obowiązkiem podopiecznych Jacka Płachty i pewnie się z niego wywiązali. Już w pierwszej tercji zapewnili sobie trzybramkowe prowadzenie: wynik spotkania otworzył w drugiej minucie Patryk Wronka, a kolejne trafienia dołożyli Aron Chmielewski w 15. minucie i Kacper Guzik na 67 sekund przed przerwą.
Estończycy dobrze rozpoczęli drugą tercję - już po 50 sekundach gry Kamila Kosowskiego pokonał Aleksandr Petrov. Odpowiedź Polaków była jednak błyskawiczna: niespełna minutę po trafienia Petrova do bramki rywali trafił Mateusz Bepierszcz. Wkrótce potem, w 24. minucie, na 5:1 podwyższył zaś kapitan biało-czerwonych Marcin Kolusz.
W 44. minucie swoje drugie trafienie w tym meczu zanotował Petrov. Wynik spotkania ustalił zaś w 46. minucie Mateusz Rompkowski.
Mimo wysokiego zwycięstwa z meczu nie do końca zadowolony był Aron Chmielewski. Z jednej strony możemy być zadowoleni, bo wygraliśmy mecz, ale z drugiej strony na drugą tercję wyszliśmy strasznie nieskoncentrowani i popełnialiśmy głupie błędy. Takiemu przeciwnikowi nie możemy dać strzelić dwóch bramek i pozwolić na stworzenie tylu okazji, ile mieli - mówił po spotkaniu. Trzeba wyciągnąć wnioski, bo to nie był dobry mecz i gdybyśmy zagrali tak z Węgrami, to na pewno nie wygramy. Trzeba to przemyśleć, bo z takim przeciwnikiem powinniśmy grać dużo lepiej - podkreślił.
Pierwszy mecz turnieju zawsze jest ciężki. Dobrze, że nie graliśmy z jakąś mocniejszą drużyną - przyznał natomiast Tomasz Malasiński. Jesteśmy zadowoleni z tego, że wygraliśmy - dodał.
W piątek biało-czerwoni zmierzą się z Litwinami, którzy do Budapesztu przyjechali bez swojej największej gwiazdy - występującego na co dzień w NHL Dainiusa Zubrusa.
Litwa pokazała na mistrzostwach świata w Wilnie, że jest ciężkim przeciwnikiem. Czy z Zubrusem, czy bez Zubrusa - nie gra jeden zawodnik, to jest sport drużynowy. Czeka nas ciężki mecz, Litwa to dobry przeciwnik, gra coraz lepiej, tak że musimy się dobrze skoncentrować na ten mecz - zaznaczał Chmielewski.
Do kolejnej, ostatniej rundy kwalifikacji olimpijskich awansuje tylko zwycięzca rywalizacji w Budapeszcie. Analogiczne turnieje odbywają się w Cortinie, gdzie mierzą się reprezentacje Włoch, Wielkiej Brytanii, Holandii i Serbii, oraz w Sapporo, gdzie rywalizują Japonia, Ukraina, Chorwacja i Rumunia.
Jeśli podopiecznym Jacka Płachty uda się wygrać turniej w Budapeszcie, to w decydującej fazie kwalifikacji we wrześniu zmierzą się prawdopodobnie z Białorusią, Słowenią i Danią. Do Pjongczang pojadą zwycięzcy trzech takich turniejów.
Droga do igrzysk jest długa, ale chcemy stawiać te kolejne kroki. Przyjechaliśmy na Węgry, by wygrać - podkreślał po spotkaniu z Estonią Malasiński.
Grupy turnieju olimpijskiego w Pjongczang rozlosowano już wcześniej. W grupie A los skojarzył Koreę Południową, Kanadę, Czechy i Szwajcarię. W grupie B znalazły się zespoły Rosji, Stanów Zjednoczonych i Słowacji - stawkę uzupełni najniżej notowany w rankingu IIHF zwycięzca jednego z trzech turniejów kwalifikacyjnych. Do grupy C trafiły ekipy Szwecji i Finlandii, a dołączą do nich dwaj pozostali kwalifikanci.