Polacy nie chcą brać udziału w wyborach korespondencyjnych 10 maja. Aż 58,8 proc. pytanych w najnowszym sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” zadeklarowało, że nie zagłosuje na prezydenta 10 maja. Ankietowani skłaniają się ku sierpniowemu terminowi wyborów. 68,8 proc. twierdzi, że w sierpniu poszłoby do urn.
Sondaż United Surveys dla DGP i RMF FM dotyczący wyborczej frekwencji pokazuje wyraźną tendencję - im później miałoby się odbyć głosowanie, tym wyższa byłaby frekwencja i to bez względu na to czy byłyby to wybory korespondencyjne czy w lokalach.
Najwięcej ankietowanych deklaruje pójście do urn w sierpniu - 68,8 proc. 19,3 proc. badanych nie wzięłoby udziału w wyborach, gdyby odbyły się w sierpniowym terminie w sposób tradycyjny, a tylko 11,8 proc. jest niezdecydowanych.
Najbardziej zdecydowani do wzięcia udziału w wyborach w tradycyjnej formie w sierpniowym terminie są wyborcy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Krzysztofa Bosaka i Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Z sondażu wyraźnie wynika, że Polacy nie chcą wyborów korespondencyjnych 10 maja. Prawie 60 proc. (58,8 proc.) ankietowanych deklaruje, że nie weźmie udziału w głosowaniu w tym terminie. 38,1 proc. ankietowanych zadeklarowało, że chce wziąć udział w wyborach już w najbliższą niedzielę w sposób korespondencyjny.
Większość osób, które deklarują wzięcie udziału wyborach prezydenckich 10 maja, to elektorat ubiegającego się o reelekcję Andrzeja Dudy - 90 proc. badanych. Skłonni wziąć udział w głosowaniu w najbliższą niedzielę są również wyborcy Krzysztofa Bosaka - 62 proc.
W rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" Marcin Duma z United Surveys wyjaśnia skąd taka duża niechęć respondentów do wzięcia udziału w wyborach korespondencyjnych. U sporej części wyborców pojawiła się obawa, że korespondencyjne nie będą uczciwe. To dotyczy głównie zwolenników opozycji. Druga niepewność dotyczy braku tajności. Sposób głosowania może prowadzić do ujawnienia na kogo został oddany głos. Obie kwestie wpływają na niechęć do udziału w wyborach - tłumaczy Duma.
Jak zauważa, o ile w majowym terminie Andrzej Duda mógłby wygrać w I turze wyborów bez problemu, to gdyby wybory odbyły się w sierpniu mógłby to być "wstęp do nowego rozdania politycznego". Jeśli odbędą się 23 maja, to duże szanse Andrzeja Dudy na rozstrzygnięcie w I turze przekreślą wariant większych przetasowań. Bo to będzie oznaczać porażkę opozycji jako całości.
Jeśli jednak do wyborów dojdzie w sierpniu, mamy nową sytuację, bo lista kandydatów się nie zmieni, ale niektórzy wejdą w nie wzmocnieni, a niektórzy mocno osłabieni - wyjaśnia w rozmowie z dziennikarzami Tomaszem Żółciakiem i Grzegorzem Osieckim. Pytanie, czy Hołownia utrzyma do tej pory to, co zbudował teraz, czy Biedroń i Kidawa czegoś mu nie wyszarpią. Gdyby tak się stało, gra o to, kto będzie na czele opozycji, stanie się grą o coś. (...) Kandydat opozycji, który wejdzie do II tury i być może zostanie prezydentem, będzie nadawał ton całej opozycji - dodaje.