W ostatniej debacie telewizyjnej z Hillary Clinton Donald Trump nie zmienił swej wyzywającej postawy i nie odwołał kontrowersyjnych opinii, które wywołały burzę krytyki i spowodowały utratę poparcia części wyborców. Z wyjątkiem pierwszych 30 minut, kiedy kandydaci do Białego Domu polemizowali w sprawie obsady Sądu Najwyższego i imigracji, reszta debaty raz jeszcze przekształciła się w brutalną kłótnię, w której oboje się przekrzykiwali. Trump przerywał Clinton, a w pewnym momencie powiedział o swej oponentce: "Jakaż z niej paskudna kobieta...".

Kandydat Republikanów ponownie odmówił deklaracji, że uzna każdy wynik wyborów, kwestionował ustalenia wywiadu, że Rosja włamała się do amerykańskich systemów komputerowych i zaprzeczał jakoby napastował seksualnie kobiety, chociaż ich zarzuty zostały podparte nagraniami rozmów Trumpa, w których chełpił się, że czynił to bezkarnie dzięki swej sławie celebryty. 

Trzecia i ostatnia debata odbyła się w środę wieczorem w Las Vegas w stanie Nevada. Prowadzący ją dziennikarz telewizji Fox News, Chris Wallace, zapytał Trumpa, czy zaakceptuje rezultat wyborów, jak to obiecał nawet jego partner, kandydat na wiceprezydenta Mike Pence.

Trump odpowiedział najpierw, że "przyjrzy się temu w swoim czasie" i sugerował, że wybory mogą zostać sfałszowane, mówiąc, że "miliony ludzi zostało zarejestrowanych do wyborów, chociaż nie powinni być zarejestrowani".

Kiedy Wallace powtórzył pytanie, przypominając, że "do tradycji Ameryki należy pokojowe przekazanie władzy", kandydat GOP ponownie odmówił deklaracji, że uzna wynik wyborów. Powiem panu w swoim czasie. Będę pana trzymał w napięciu - oświadczył Trump.

"Ta wypowiedź to polityczne samobójstwo"

Wypowiedź kandydata GOP, który wcześniej zachęcał swoich zwolenników do kontroli przebiegu głosowania, co zdaniem ekspertów grozi incydentami z użyciem przemocy, jest najszerzej komentowanym momentem trzeciej debaty. Jej obserwatorzy z telewizji CNN i MSNBC wyrażali opinię, że pogrzebał nią swoje szanse na zwycięstwo. W telewizji Fox News znany konserwatywny publicysta Charles Krauthammer nazwał wypowiedź Trumpa "straszliwym błędem i politycznym samobójstwem".

Clinton natychmiast wykorzystała to do ataku na swego przeciwnika. To straszne!.. To mogłoby być zabawne, ale jest niepokojące. Godzimy się przecież z wynikiem wyborów, nawet jeśli przegrywamy. On oczernia i pomniejsza naszą demokrację - powiedziała.

Wzajemne oskarżenia, oboje się przekrzykiwali

W innym momencie debaty Clinton wezwała Trumpa, by przyznał, że to agenci rosyjscy włamali się do komputerów Partii Demokratycznej w celu zakłócenia procesu wyborczego w USA i żeby potępił za to Rosję. Kandydat GOP przez kilka minut ignorował ten apel, zmieniał temat i powiedział, że "byłoby miło dogadać się z Rosją". Dodał też, że Putin "nie ma dla niej (Clinton) żadnego szacunku". Bo wolałby mieć swoją marionetkę jako prezydenta USA - odcięła się Clinton. To pani jest marionetką - ripostował Trump i powiedział, że Putin "przechytrzył ją w Syrii".

Kiedy Wallace zapytał, czy potępi próbę wpływania na wynik wyborów w USA, o co oskarża się Rosję, kandydat GOP odpowiedział: Oczywiście, przez Rosję czy jakikolwiek inny kraj. Po czym zaatakował Clinton za reset USA z Rosją w czasach, gdy była sekretarzem stanu.

Replikując Hillary przypomniała, że wielu byłych dowódców wojsk i wyższych urzędników administracji, w tym i Republikanów, ostrzegło, iż Trump nie ma odpowiedniej wiedzy ani dyscypliny, zbyt łatwo daje się sprowokować, więc nie nadaje się na prezydenta. Wypomniała też swemu oponentowi kwestionowanie sojuszy USA, z NATO na czele.

Zapytany przez moderatora debaty o sprawę napastowania seksualnego kobiet Trump znowu - jak w poprzednich wystąpieniach - stanowczo zaprzeczył tym zarzutom. Te ich historie zostały przeważnie zdyskredytowane. Nigdy nie widziałem tych kobiet. To wszystko kłamstwa, czysta fikcja - powiedział. Dodał, że jego zdaniem, wszystkie oskarżenia są owocem spisku, za którym stoi sztab kampanii Clinton.

Kandydatka Demokratów przypomniała, że najpierw ujawniono nagranie seksistowskich wypowiedzi Trumpa, dzięki któremu relacje dziesięciu oskarżających go kobiet nabrały wiarygodności. Donald Trump uważa, że poniżanie kobiet czyni go większym - powiedziała i wytknęła mu także kpiny z niepełnosprawnego dziennikarza, którego przedrzeźniał na wiecu, oraz atak na rodziców poległego w Iraku muzułmańskiego oficera armii USA, którzy na konwencji przedwyborczej skrytykowali go za islamofobię.

Trump w rewanżu poruszył sprawę nieprzepisowego używania przez Clinton prywatnego serwera mailowego do służbowej korespondencji w Departamencie Stanu. Nikt nie ma więcej szacunku da kobiet niż ja. Tamto było fikcją, ale jej maile nie są fikcją. Powinna dostać pięć lat więzienia za kłamstwa w zeznaniach dla FBI! I ona się ubiega o prezydenturę?! - mówił.

Zaatakował także fundację charytatywną Clintonów za przyjmowanie datków od autorytarnych rządów łamiących prawa człowieka. To jest kryminalne przedsiębiorstwo. Oni przyjmowali donacje z Arabii Saudyjskiej. Brali pieniądze od kraju, w którym kamienuje się kobiety - oświadczył.

Resztę debaty wypełniła polemika w sprawie nielegalnej imigracji, programów gospodarczych obojga i obsady Sądu Najwyższego.

Trump bronił swej zapowiedzi budowy muru na granicy z Meksykiem i niewpuszczenia uchodźców z Bliskiego Wschodu. Albo mamy kraj prawa, albo nie mamy. Ona chce otwartych granic - wskazał Trump, zwracając uwagę, że z Ameryki Łacińskiej płyną do USA narkotyki.

Clinton zaprzeczała jakoby nie miała planów uszczelnienia granic i podkreślała, że jako prezydent będzie deportować nielegalnych imigrantów popełniających przestępstwa.

(mal)