Rosyjska armia nie osiągnęła znaczącego sukcesu operacyjnego na Ukrainie od czasu zajęcia Siewierodoniecka w lipcu 2022 roku. W pobliżu strategicznie ważnego miasta Bachmut najeźdźcy zdołali od tego czasu opanować zaledwie około 500 km kwadratowych terenu - zauważył w najnowszym raporcie amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW).

Porażki rosyjskich sił w Ukrainie, kompensowane od czasu do czasu bardzo niewielkimi zdobyczami terytorialnymi, uniemożliwiają Władimirowi Putinowi ogłoszenie jakiegokolwiek sukcesu w trwającej już niemal rok wojnie. Dlatego nie należy oczekiwać, że zapowiadane na 21 lutego wystąpienie dyktatora przed Zgromadzeniem Federalnym, czyli połączonymi izbami rosyjskiego parlamentu, przyniesie w tym względzie jakiś przełom. Prawdopodobnie nie usłyszymy żadnych istotnych deklaracji ani postanowień, np. dotyczących kolejnych etapów mobilizacji - prognozuje ISW.

Przekładane przemówienie

Putin kilkakrotnie już przekładał swoje doroczne przemówienie na forum Zgromadzenia Federalnego, prawdopodobnie w nadziei, że wreszcie wykorzysta tę okazję do świętowania przełomowych zwycięstw na Ukrainie. Nie mógł jednak tego zrobić ze względu na brak takich sukcesów i w obliczu coraz ostrzejszej krytyki pod adresem Kremla ze strony różnych środowisk, m.in. blogerów wojskowych - czytamy w raporcie think tanku.

W ocenie ISW Putin zapewne zakładał, że do 21 lutego rosyjskim wojskom uda się przejąć kontrolę przynajmniej nad Bachmutem. Jak jednak podkreślono, nawet to osiągnięcie miałoby wyłącznie taktyczny charakter i nie rekompensowałoby Kremlowi utraty około 18 tys. km kwadratowych terytorium Ukrainy, zajętego w pierwszej połowie 2022 roku, a następnie wyzwolonego przez siły przeciwnika.

Kreml walczy z krytyką

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, można przypuszczać, że przemówienie Putina będzie służyło upamiętnieniu pierwszej rocznicy uznania przez Rosję samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Dyktator prawdopodobnie zamierza ukazać te decyzje jako ruch o historycznym znaczeniu - przypuszczają amerykańscy eksperci.

Kreml próbuje "poradzić sobie" z coraz większą krytyką, wzmacniając cenzurę i dążąc do przejęcia jeszcze większej kontroli nad mediami. Tak należy odczytywać inicjatywę przewodniczącej Rady Federacji (wyższej izby parlamentu) Walentiny Matwijenko, która zaproponowała ogłoszenie listy "wrogich" kanałów w komunikatorze Telegram. Trafią na nią prawdopodobnie media zachodnie i te krajowe, które uchodzą za niezależne bądź opozycyjne - powiadomił ISW.