Ukraińska obrona trzeszczy w szwach. Siły Kijowa są obecnie maksymalnie rozciągnięte i nieuniknione wydaje się przerwanie linii frontu przez Rosjan, w niektórych punktach. Rosjanie jednak nie spieszą się i metodycznie osłabiają ukraińskich obrońców. "Moment jest krytyczny" - mówił w czwartek Jens Stoltenberg, wzywając NATO do przyspieszenia pomocy.
Wywiad z anonimowymi oficerami ukraińskimi w niemieckim Der Spiegel nie pozostawia żadnych wątpliwości - prawie wszystkie jednostki i formacje Kijowa zostały zmuszone do oszczędzania amunicji. W rozmowie z tygodnikiem dowódcy przyznają, że w niektórych punktach frontu ukraińska obrona wytrzyma tylko pod warunkiem, że Rosjanie "nie zaatakują z pełną mocą". Wczoraj zresztą już nieanonimowo te informacje potwierdził naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy. Generał Ołeksandr Syrski przekazał, że ryzyko wdarcia się rosyjskich wojsk w głąb ukraińskich pozycji jest na pewnych odcinkach bardzo prawdopodobne.
Niedobory amunicji zmuszają Ukraińców nie tylko do reglamentacji na całej linii frontu, ale na przerzucaniu kurczących się zapasów do szczególnie zagrożonych obszarów. To powoduje, że pełną inicjatywę na froncie mają Rosjanie, którzy decydują, gdzie uderzać, które odcinki traktować priorytetowo, a gdzie prowadzić działania poboczne.
Instytut Badań nad Wojną (ISW) ocenia, że odsłonięte w wyniku braku amunicji obszary frontu mogą zostać przełamane przez Rosjan. "Obecna linia frontu nie jest stabilna, a ograniczone zaopatrzenie wojsk ukraińskich przez Zachód jest niezbędne, aby uniemożliwić Rosji zidentyfikowanie i wykorzystanie szansy na przełom na wrażliwym odcinku frontu" - informuje ISW.