Rosyjska inwazja na Ukrainę trwa już wiele godzin. Niespokojnie jest także w zachodniej części kraju. "Cały czas latają nad nami, wszyscy schodzą do schronów" - mówi w rozmowie z RMF FM Witalij z okolic Lwowa. Uciekać z kraju nie zamierza. "Dzisiaj można uciekać, a jutro spotkać wroga. To jest szaleniec, on może nie zatrzymać się na Ukrainie" - powiedział nam.
Bliżej polskich granic, we Lwowie i okolicach, na razie nie słychać o ofiarach śmiertelnych, ale i tam sytuacja nie jest spokojna. "Cały czas latają nad nami, w okolicach Lwowa, Równego, Łucka. Atakują nas z nieba, od strony Białorusi czy Naddniestrza" - opowiadał Witalij.
Nasz rozmówca pilnie śledzi doniesienia ze wszystkich regionów zaatakowanej Ukrainy. Opowiada o rosyjskich starciach blisko granicy ukraińsko-białoruskiej, a także o inwazji od strony Krymu i walkach w okolicach Kijowa.
"Trzymamy za nasze wojsko, bo dają silny odpór wojsku rosyjskiemu. Rosjanie mają wielkie straty, oficjalne informacje mówią o trzech tysiącach rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli" - mówi Ukrainiec.
Nasz rozmówca na szczęście nie słyszał o ofiarach we Lwowie i okolicach. Jak podkreśla, woli przekazywać tylko oficjalne dane, a te nie mówią o zabitych na tych terenach. Nie znaczy to jednak, że sytuacja w zachodniej Ukrainie nie jest napięta.
"Włączają się syreny. Wtedy wszyscy schodzą do schronów, albo tych wyznaczonych w mieście, albo do swoich piwnic, by przeczekać ostrzał" - mówi Witalij. "Opowiedzieć to słowami to jedna sprawa, a zobaczyć to na własne oczy i przeżyć, to coś innego" - dodaje.
Jak informuje, niemal wszystko jest zamknięte, wprowadzono godzinę policyjną. Na stacjach nie ma paliwa, szkoły nie działają. Prawie nikt nie pracuje, oprócz aptek, czy niektórych sklepów. "Jest ciężko z zabezpieczeniem, bo idzie wojna" - mówi.
Witalij jeszcze nie ma żony ani dzieci. "Jestem sam, bronię swojego domu, kolegów, sąsiadów. Kto ma możliwość, stara się wyjechać do Polski, czy na Węgry" - opowiada. Ale sam nie ma takich planów. "Musimy się jakoś trzymać, bronić swojego kraju, bo innego nie mamy. Nie planuję wyjeżdżać, trzeba pomóc" - podkreśla.
"Dzisiaj można uciekać, a jutro może się okazać, że tam, gdzie się uciekło, zobaczy się wroga. To szaleniec i on może nie zatrzymać się na Ukrainie" - mówi Witalij, choć nazwiska Władimira Putina nie wymienia - "Wiemy, że jego wojsko z roku na rok jest coraz większe. Musimy jakoś trwać i bronić się".
Sam spodziewa się, że wkrótce może trafić do wojska. Mobilizacja już została ogłoszona. "Jesteśmy w obronie terytorialnej, czyli lokalnym wojsku. Jeśli trzeba będzie pójść dalej, pójdziemy dalej" - zapowiada.