Zapotrzebowanie na niektóre leki w Rosji wzrosło dziesięciokrotnie - powiedział minister zdrowia Federacji Rosyjskiej Michaił Maruszko. Stwierdził, że braki biorą się ze zwiększonego popytu - obywatele wykupują preparaty ze strachu, że przez sankcje nałożone w związku z inwazją na Ukrainę leki wkrótce znikną z rynku.
W przypadku niektórych leków (zapotrzebowanie wzrosło) 10-krotnie. Jednocześnie najciekawsze jest to, że te leki mają okres przydatności do spożycia, a niektóre z nich bardzo krótki - do dwóch lat. I obywatele, którzy kupowali te leki, narazili swoje budżety na straty, ponieważ po prostu nie będą ich używać w tym okresie - powiedział Michaił Maruszko w rozmowie z telewizją Rossija 1.
Po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę liczne kraje wprowadziły sankcje na Rosję, a wiele koncernów ogłosiło zawieszenie działalności w tym państwie. Rosjanie masowo zaczęli wykupywać m.in. leki. W aptekach zaczęło brakować preparatów, w tym środków przeciwzapalnych, hormonalnych czy antydepresyjnych.
W niektórych przypadkach próbowano spekulować. Wykupywano duże zapasy leków, a następnie sprzedawano nawet o 500 proc. drożej.
Resort zdrowia zapewnia, że wzrost popytu na leki już się ustabilizował i nie ma problemów z dostępem do niezbędnych leków. Wiele zagranicznych koncernów farmaceutycznych zapowiadało też wcześniej, że nie przestanie dostarczać leków do Rosji. Sporo surowców importuje się także z Chin i Indii, które nie nałożyły sankcji na Moskwę.
Eksperci od rosyjskiego rynku farmaceutycznego wskazują jednak, że choć lekarstw raczej nie zabraknie, to ich ceny na pewno wzrosną. Wynika to chociażby z niestabilności rubla. Wzrosty cen może nieco złagodzić działający w Rosji system regulacji, ale różnice w portfelach odczują pewno wszyscy kupujący.