„Rosyjskie rakiety stworzyły współczesny naród ukraiński – nawet ci Ukraińcy, którzy mieszkają na wschodzie czy południu kraju i posługują się językiem rosyjskim, nienawidzą teraz Rosji” – podkreślał Marian Prysiażniuk, ukraiński wolontariusz, w poniedziałkowej rozmowie 7 pytań o 7:07 w internetowym Radiu RMF24. Zapewniał ponadto o bardzo wysokim morale ukraińskiej armii. „Nikt z nich nie wątpi w powodzenie naszej kontrofensywy” – powiedział.
Prysiażniuk, który ostatnie dni spędził na wschodzie Ukrainy, relacjonował, że najcięższe walki toczą się obecnie na pograniczu obwodów donieckiego i zaporoskiego. Rozmawiał też ze swymi rodakami walczącymi na froncie. Według niego, morale walczących tam wojsk jest bardzo wysokie. "Nikt z ukraińskich żołnierzy nie powiedział, że wątpi w sukces ukraińskiej ofensywy" - dodał wolontariusz.
Przyznał, że Ukraińcom wciąż brakuje samolotów; nie są też tak liczni jak Rosjanie. Ale jeden z żołnierzy powiedział mi, że nie mamy wyboru. Mówił: walczę tu, strzelam do Ruskich, bo nie chcę, żeby moje dzieci, ale też wszystkie ukraińskie dzieci siedziały w schronach - podkreślał Prysiażniuk.
Opowiadał też, że na terenach, gdzie toczą się działania wojenne, wciąż pozostało wielu ich mieszkańców. Nie chcą opuścić swych domów. Większość z nich to ludzie w starszym wieku lub biedni. Dla nich wyjazd oznaczałby koniec świata, wiec zostali, pomimo ciągłego ostrzału - mówił wolontariusz.
Paweł Balinowski pytał też swego gościa czy w Ukrainie są jeszcze zwolennicy współpracy z Rosją. Osobiście nie spotkałem ostatnio takich ludzi, ale wiem, że są, choć nie powiedzą tego otwarcie, bo jest to niebezpieczne - stwierdził Prysiażniuk.
Zwrócił przy tym uwagę, że Ukraińców z nastawieniem prorosyjskim jest zdecydowanie mniej niż przed wybuchem wojny. Rosyjskie rakiety stworzyły współczesny naród ukraiński - nawet Ukraińcy, którzy mieszkają na wschodzie czy południu kraju i posługują się językiem rosyjskim, nienawidzą teraz Rosji. Nie wiem, jaki jest odsetek tych prorosyjskich, ale myślę, że mniej niż 10 procent - zaznaczył Prysiażniuk.
Wolontariusz szczerze opowiadał też o swoich odczuciach, które towarzyszą mu od półtora roku walk. Zdradził między innymi, iż zaskoczyła go postawa jego rodaków, ponieważ początkowo nie wierzył, że Ukraina jest w stanie obronić się przed rosyjską agresją. Myślałem, że Rosjanie zajmą Kijów w trzy dni, uwierzyłem w rosyjską propagandę, ale okazało się, że jest ogromna liczba ludzi, którzy myślą inaczej: jest nas mniej, ale wygramy - wspominał Prysiażniuk.
Przyznał zarazem, iż czasem zastanawia się, czy nie lepiej byłoby zakończyć już wojnę, zawrzeć rozejm z Rosją, po to by ludzie przestali ginąć. Rozmawiamy ze znajomymi, czy może nie warto byłoby nawet stracić część terytorium, ale uratować resztę państwa. Nikt nie wie jak skończy się obecna ofensywa. Giną ludzie, to jest bardzo bolesne - podkreślał wolontariusz. Gdybym miał wybierać - ludzie, czy terytorium, wybrałbym ludzi - dodał.
Zaznaczył, że to tylko jego przemyślenia, dlatego, że od 2014 roku stracił już dziesięcioro swych znajomych. Dla mnie to bardzo bolesne, stąd takie myśli, ale większość ludzi mówi: nie, trzeba walczyć do końca, wypędzić Rosjan. Są też tacy, którzy pragną zemsty - relacjonował Prysiażniuk.
Z drugiej strony - jak mówił - jest zwolennikiem podjęcia działań wojennych na terytorium wroga, by pokonać go militarnie i doprowadzić do zmiany władzy na Kremlu. Tak jak stało się to w nazistowskich Niemczech - powiedział Prysiażniuk.
Pytany o lipcowy szczyt NATO w Wilnie, wolontariusz podkreślał, iż jego kraj zasługuje na to, by stać się członkiem Paktu Północnoatlantyckiego, podobnie jak Unii Europejskiej. Do tego zmierzają i nasi politycy, i nasze społeczeństwo - przypomniał.
Na koniec rozmowy Paweł Balinowski zapytał o postawę jeńców rosyjskich, z którymi wolontariusz też miał okazję nieraz rozmawiać. Prysiażniuk wspominał, iż spotkał między innymi członków tzw. grupy Wagnera. Jeden z nich, jak doszło do wymiany jeńców, podjął decyzję, że nie wróci do Rosji, a przyłączy się do rosyjskiego korpusu, który walczy teraz w obwodzie biełgorodzkim w Rosji - opowiadał wolontariusz.
Większość z nich jednak - jak dodał - nie żałuje, iż znalazła się na wojnie. Wielu to skazańcy zwerbowani w rosyjskich więzieniach. W ich oczach jest pustka, nie żałują niczego - powiedzieli, że gdyby mieli powtórzyć cały ten swój szlak, zrobiliby to ponownie. Są bardzo wdzięczni temu bandycie Prigożynowi, bo według nich dał im bilet do wolności - mówił Prysiażniuk.
Jeden z nich zabił człowieka w Rosji i siedział 20 lat, drugi za jakieś inne przestępstwa - trzy lata. Poszli więc na wojnę zabijać Ukraińców. Myślę, że dla nich to bez różnicy - jakby dostali rozkaz, to poszliby zabijać Azerów, Polaków, Amerykanów, albo i samych Rosjan. Im nie zależy na żadnej ideologii, tylko na wolności i na pieniądzach - opowiadał.