Jakie są źródła rosyjsko - ukraińskiego konfliktu. Dlaczego Putin tak zawzięcie ingeruje na Ukrainie i czym różni się jego mentalność od zachodnich przywódców - o tym Marlena Chudzio rozmawia z Krystyną Kurczab-Redlich, reportażystką, wieloletnią korespondentką z Rosji, autorką książek. M.in "Głową o mur Kremla" i biografii rosyjskiego prezydenta "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina"
Marlena Chudzio: Po co Putinowi Ukraina?
Krystyna Kurczab-Redlich: Może nie po co, tylko dlaczego. Dlatego, że Ukraińcy znieważyli potwornie Władimira Władimirowicza w 2004 roku. Putin to nie jest człowiek mocny, silny i pewny siebie, który wybacza zniewagi i niewielkie obrazy. Otóż on uważa, że wielką obrazą było to, co zrobili mu Ukraińcy w 2004 roku, kiedy wybrali nie tego prezydenta, na jakiego on stawiał. Stawia to mało. Był siedmiokrotnie w Kijowie w 2004 roku po to, żeby wesprzeć swojego kandydata na prezydenta Ukrainy, czyli Wiktora Janukowycza. Po pierwszej turze wyborów komisja wyborcza rzeczywiście stwierdziła, że wygrał Janukowycz, ale niemal natychmiast okazało się, że wybory były sfałszowane i anulowano ten wybór. Wcześniej jednak Władimir Putin przyleciał do Kijowa i osobiście gratulował Janukowyczowi jeszcze przed werdyktem komisji wyborczej. Potem się okazało, że jednak tego zwycięstwa nie było i zaczął się Majdan. To Pomarańczowa Rewolucja, ludzie wychodzili na plac i dzięki temu, że stali tam dwa miesiące komisja wyborcza została zmuszona do przeprowadzenia drugiej tury. Wtedy już zdecydowanie przegrywa Janukowycz. Ale zanim przegrywa, to Putin znowu gratuluje mu zwycięstwa w tej drugiej turze. Więc znowu na oczach całego świata składa gratulacje człowiekowi, który przegrał. W jego mniemaniu on musiał wygrać, dlatego że to on, Władimir Putin, przecież go popierał. Jeśli go popierał, jeżeli zainwestował masę pieniędzy w ten wybór i swój autorytet to jakże może się zdarzyć, żeby było nie tak jak on chce. A stało się tak, bo ludzie wyszli na ulicy. Od tego czasu można powiedzieć, że oszalał, oszalał ze strachu przed wolą ludu.
Człowiekowi, który absolutnie nie wyobraża sobie naprawdę demokratycznych procedur, wydaje się to niemożliwe, żeby naród przeprowadził swoją wolę. Natychmiast się w jego propagandzie okazało, że to amerykańska ambasada tak bardzo sprytnie wpłynęła na ludzi, że przekupiła tych, którzy stali na Majdanie i że wszystko stało się na skutek ingerencji finansowej ambasady amerykańskiej. Wtedy winna była pani Hillary Clinton, która była sekretarzem stanu i to ona odpowiadała za jego klęskę wizerunkową. Mówił o tym niedawno specjalnym wywiadzie jego były przyjaciel Sergiej Pugaczow. Dokładnie opisywał niemożność uwierzenia Władimira Putina w przegraną i w to, że stało się inaczej, niż on sobie zażyczył. Wtedy zapałał gorącą niechęcią do Ukraińców. Ale nie po raz pierwszy. W 1994 roku dał wyraz temu, że nie godzi się - był wtedy zastępcą mera Petersburga Sobczaka. Brał udział w takim pierwszym międzynarodowym i zebraniu biznesmenów i polityków, którzy omawiali ewentualne rozszerzenie NATO na wschód. Nagle wstał taki niepozorny człowiek i powiedział, że na skutek rozpadu Związku Radzieckiego 25 milionów Rosjan znalazło się na terytorium innych państw państw, które i na terenach, które historycznie należały do Rosji, jak np. Krym. Rosja dla zachowania ogólnego pokoju na razie z nich zrezygnowała. Nie znaczy to, że zatwierdziła obecne granicy.
Czyli w pani ocenie, jakby to jest taka niemalże osobista uraza, a nie jakiś wielki konsekwentny przemyślany plan odbudowy wielkiej Rosji.
To się jedno z drugim łączy. Osobistą urazą jest rozpad Związku Radzieckiego, czym on wielokrotnie mówił. Trzeba jednak wyraźnie rozdzielić dwie rzeczy. On nie żałuje komunizmu, nie żałuje też całej ideologii równości. On przecież kocha pieniądze ponad wszystko. On żałuje ogromnego terytorium, które podlegało władzy centralnej. I że dawne republiki - teoretycznie przyjacielskie - stały się sobie wrogie jak Litwa, Łotwa, Estonia czy przede wszystkim Ukraina.
A jak na to patrzą zwykli Rosjanie? Trudno sobie wyobrazić, że zwykli ojcowie, zwykłe matki tak po prostu przyjmują do wiadomości, że ich państwo wywołuje wojnę.
To nie jest tak po prostu. To jest misternie robiona ciężka praca propagandy. Nie możemy sobie wyobrazić tego zbioru kłamstw. Fake newsy to za mało powiedziane. To są kłamstwa ciężkiego kalibru, fałszowanie historii, które lecą od dawna w telewizji rosyjskiej. Tam nie ma wolności słowa, nie ma kilku telewizji. Tzn. jest kilka telewizji, ale wszystkie w tych sprawach przekazują prawdę kremlowską. I od najdalej położonej prowincji wschodniej po wieś pod Moskwą (a to prawie cały kontynent) wszyscy odbierają tę samą telewizję, która cały czas powtarza, że Rosja to jest biedny obóz otoczony zewsząd wrogami, że Stany Zjednoczone są wrogiem głównym, że Stany Zjednoczone chcą odbierać nam wolność. Ja teraz mam włączoną rosyjską telewizję nieustannie słyszę, że celem polityki Stanów Zjednoczonych jest rozbicie Federacji Rosyjskiej. Nikt nie zadaje pytania, po co bogatym Stanom Zjednoczonym jakiś biedny zakątek ziemi, który ma tylko surowce, ale oprócz tego nie ma niczego. Tam 23 mln żyją poniżej granicy nędzy, tam przemysł przestał się właściwie rozwijać. Jeśli przeciętny Polak wszedłby do przeciętnego szpitala na rosyjskiej prowincji, uciekłby z krzykiem od tego smrodu, brudu i nieremontowanych pomieszczeń. Oczywiście mówię o prowincji, a nie o samej Moskwie, która jest modelowym państwem w państwie. Ktoś tam na głębokiej prowincji pieniędzy nie ma, właściwie żadnego majątku nie ma, żyje cały czas w strachu i nie ma możliwości wypowiedzenia tego, co naprawdę myśli. Zaczyna więc myśleć tak, jak mu każą. A każą mu myśleć, że jest obywatelem największego, najmocniejszego państwa na świecie. Czy to nie przyjemne?
Nie ma w Rosji powrotu do demokracji, bo demokracji nigdy nie było.
To już biedni Rosjanie nie są temu winni, że od Mongołów właściwie przez setki lat są nieustannie podporządkowani władzy, a właściwie tyranom. Tyrani nie dopuszczają przede wszystkim do wolnego myślenia. I no cóż nie zapominajmy choćby takim fakcie, że uniwersytet w Bolonii powstał bodaj w 1060 roku, w Krakowie 1364, a uniwersytet w Moskwie 1795 roku. To są różnice w rozwoju, w oświeceniu jako okresie, który przechodziły w państwa europejskie. Trudno się dziwić Rosjanom, że są tacy, jacy są i że ludzie nieszczęśliwi ciągle wybierają nieszczęśliwie. Źle się mówi o Borysie Jelcynie, a w porównaniu z Putinem, to on był w zasadzie wojującym demokratą. Żaden więzień polityczny nie był zamknięty za czasów Jelcyna. W chwili oficjalnie mamy stwierdzonych nawet 420 więźniów politycznych, a około 1,5 tysiąca dziennikarzy ma sprawy karne.
Trudno w to uwierzyć, że mimo internetu, który jednak jest jakimś przełomem w komunikacji na świecie, Rosjanie nadal mogą wierzyć w to, że w tym momencie Rosja najeżdża Ukrainę, niosąc niemalże bratnią pomoc. Ile razy można słuchać tej samej bajki?
To nawet nie chodzi o bratnią pomoc. Chodzi o to, że Ukraina według propagandy rosyjskiej jest to pole manewru Stanów Zjednoczonych, które przy pomocy NATO okrążają Rosję w celu zagarnięcia jej dóbr i rozbicia państwa rosyjskiego.
Na Ukrainie będzie koniec?
Proszę mnie nie pytać o takie straszne rzeczy. Wszystko wskazuje na to, że Ukraina najbliższy okres będzie miała nieprawdopodobnie ciężki. Polska i inni liderzy pojmujemy Putina jako człowieka, który działa w granicach rozsądku, jakiegoś rozsądku. Który kieruje się jakimiś przewidywanymi czy uzasadnionymi pryncypiami. Nie możemy uwierzyć, że jest to człowiek, który od dawna żyje w zamkniętej bańce swoich wyobrażeń. Jego wyobrażeniem jest wielki Władimir Władimirowicz Putin - władca świata, który przywraca Rosji obecnej, dawne ziemie, dawną wielkość, wielkość terytorialną. Wspiera go kilkanaście osób, które trzęsą się przed nim ze strachu. Niektóre rzeczywiście wierzą w to, co on mówi, a niektóre się boją. Jego mózg od dawna działa na zupełnie innym paliwie niż paliwo normalnego lidera Zachodu. Jest to człowiek, który zrobi w tej chwili wszystko, jest gotów poświęcić nawet Rosję - w tym sensie, że stanie się ona państwem wyklętym, odizolowanym od świata. Po agresji na Ukrainie jest gotów poświęcić kolejnych tysiące rosyjskich żołnierzy po to, żeby wreszcie zrobić z Ukrainy takie państwo, jakim jest Rosja. W głowie mu się nie mieści, że tam działają legalnie wybrane władze. Nie może się pogodzić z wolnością.