Prezydent USA Joe Biden powiedział w czwartek, że śledczy badający sprawę ujawnienia ściśle tajnych danych wywiadowczych, są coraz bliżej ustalenia źródła wycieku. Incydent jest uważany za najpoważniejszą tego typu wpadkę służb od dekady.

Biden, który przebywa z wizytą w Irlandii przyznał, że nie jest szczególnie zaniepokojony dokumentami, które wyszły na jaw. Nie martwię się tym, co zostało ujawnione. Martwię się jednak, że w ogóle to się stało. Cały czas toczy się intensywne śledztwo w tej sprawie, prowadzone przez wywiad i Departament Sprawiedliwości. Śledczy są coraz bliżej, ale dziś jeszcze nie mam jasnych odpowiedzi - przekazał prezydent USA dziennikarzom.

W ubiegły piątek świat obiegła wiadomość, że ponad setka ściśle tajnych dokumentów amerykańskich agencji wojskowych i wywiadowczych została opublikowana w mediach społecznościowych i na forach popularnych gier online. Pliki zawierały wrażliwe dane dotyczące wojny w Ukrainie, w tym informacje opisujące rozmieszczenie ukraińskiego wojska i obecności natowskich służb specjalnych w kraju ogarniętym wojną.

Taki incydent zawsze kładzie cień na system uszczelniania kanałów komunikacyjnych funkcjonujących w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Mateusz Morawiecki pytany w Waszyngtonie, czy po wycieku tajnych dokumentów amerykańskiego rządu Polska nie będzie się wahać zanim podzieli się wrażliwymi informacjami, odparł jednak, że takie błędy zawsze mogą się zdarzyć i nie zmieni to formy współpracy transatlantyckiej, która według premiera powinna być "jak najściślejsza".

"Washington Post" opublikował artykuł, w którym stwierdzono, że prawdopodobnym źródłem wycieku danych z Pentagonu jest "młody mężczyzna, pracujący w bazie wojskowej".